sobota, 27 lipca 2019

Krakowska szkoła fizjologów Napoleona Cybulskiego

Recepta na adrenalinę. Napoleon Cybulski i krakowska szkoła fizjologów

Historia odkryć naukowych bywa niezwykle przewrotna. Zdarza się bowiem, że wielkich odkryć dokonuje się w zapyziałych laboratoriach, nierzadko bardzo odległych od uznanych ośrodków naukowych. Bo jakżeby inaczej nazwać, jeśli nie przewrotnością, odkrycie przez Napoleona Cybulskiego, tak istotnego hormonu, jakim jest odpowiedzialna za pobudzenie w chwilach stresu adrenalina?

Kraków to niezwykły tygiel, miejsce gdzie rozwija się nauka, kultura i sztuka. I ten przedwieczny Kraków, miasto znajdujące się pod austriackim zaborem, staje się areną doniosłych dla całej nauki odkryć. Co prawda Maria Skłodowska-Curie posady na Uniwersytecie Jagiellońskim nie otrzymała, bynajmniej nie z racji braku umiejętności, a płci, ale już przybyły z zaboru rosyjskiego Napoleon Cybulski mógł rozwijać tu swoje metody naukowe, dając początek krakowskiej szkole fizjologii. Ten zapomniany dziś naukowiec i wynalazca dzięki swojej pomysłowości, zapałowi i analitycznemu umysłowi dokonał jednego z bardziej doniosłych odkryć w historii medycyny. To dzięki Cybulskiemu poznano działanie adrenaliny, hormonu strachu, walki i ucieczki. Doświadczenia jakie przeprowadzał, aparatura badawcza jaką konstruował bądź ulepszał również miały istotny wpływ na poszerzanie zasobów wiedzy medycznej. Co ciekawe Cybulski wziął na warsztat również hipnozę, chciał ten przejęty przez znachorów i szemranej proweniencji psychoanalityków temat ubrać w metodę naukową, aby zgłębić jej mechanizmy i możliwe zastosowanie. Jak wiemy na przełom wieków XIX i XX przypadł niezwykły bum na ezoterykę i okultyzm, a i krakowskie salony towarzyskie chętnie stawały się teatrem seansów spirytystycznych, podczas których hipnozę stosowano.  Napoleon Cybulski jako człowiek światły, któremu leżało na sercu dobro ludzi brał udział w staraniach o doprowadzenie do krakowskich domów bieżącej wody nie mówiąc już o poszerzaniu wiedzy ogółu względem zasad higieny.

Recepta na adrenalinę... to, oprócz historii odkrycia adrenaliny przez Cybulskiego, także zapis jego naukowej drogi, zmagań o upowszechnienie edukacji kobiet - był odpowiedzialny za stworzenie pierwszego gimnazjum dla dziewcząt. W kwestii kształcenia nie rozróżniał ludzi wedle kryterium płci, w sporach ze swoimi uczonymi kolegami często wykazywał brak zasadniczych przeszkód, by kobiety w równym stopniu uczestniczyły w edukacji i studiowały wraz z mężczyznami medycynę - dla wielu było to nie do pomyślenia! Książka Anny Matei to barwny obraz krakowskiej inteligencji spotykającej się na publicznych wykładach, ale również w domowych salonach, by dywagować o współczesnych nowinkach naukowych. 

Odwiedź mnie na Lubimy Czytać i Facebooku !

INFO
Autor: Anna Mateja
Tytuł: "Recepta na adrenalinę. Napoleon Cybulski i krakowska szkoła fizjologów"
Wyd.: Czarne, Wołowiec 2019
Il.str.: 181
Cena: 39,90 zł

poniedziałek, 22 lipca 2019

Ostatni dzień życia

Nasz ostatni dzień - Adam Silvera

Za każdym razem kiedy obwieszczany jest kolejny koniec świata zastanawiam się jak spędziłbym ten ostatni dzień. Co należałoby zrobić, z kim porozmawiać, jakie marzenie udałoby się spełnić w tych ostatnich dla świata, i dla mnie, chwilach. Bohaterowie Adama Silvery umrą, wiedzą to na pewno - nie z powodu zagłady całej cywilizacji, to będzie koniec ich życia zapowiedziany przez herolda z Prognozy Śmierci. Co przyniosą im ostatnie godziny na ziemskim padole?

Adam Silvera przedstawia nam wizję świata, z gruntu zwyczajnego, nie różniącego się od naszej rzeczywistości właściwie niczym. Jest jednak jeden zasadniczy element, który ten świat wyróżnia - Prognoza Śmierci. Pracownicy tej specyficznej firmy, zwani heroldami, informują telefonicznie osoby mające umrzeć w ciągu nadchodzącej doby. Nie jest to wyrok śmierci, nie jest to też kara, a zwykła, pozbawiona emocjonalnego zabarwienia informacja o nadchodzącym kresie istnienia. Dzięki wiedzy przekazanej przez heroldów wielu nieszczęśników może pożegnać się z bliskimi bądź zrobić coś czego do tej pory odwagi zrobić nie miało. Jak to bywa we współczesnym świecie mediów społecznościowych misja Prognozy Śmierci owocuje różnymi aplikacjami, dzięki którym Zgonersi - tak nazywani są "szczęśliwcy" po otrzymaniu wiadomości od herolda - mogą spotykać się, robić szalone rzeczy w ostatnich godzinach. Nastolatkowie Rufus i Mateo otrzymują wiadomość od herolda, dla obu jest to szokująca chwila. Za sprawą aplikacji Ostatni Przyjaciel postanawiają spędzić ten dzień razem, dla obu będą to najważniejsze godziny w życiu.

Po przeczytaniu rewelacyjnej powieści Raczej szczęśliwy niż nie z wielką ochotą zabrałem się za następną książkę Adama Silvery. Już pierwsze strony przekonały mnie, że wchodzę do specyficznego świata, którego obywatele żyją z podskórnym lękiem nagłego telefonu od herolda Prognozy Śmierci. Widać, że Silvera nie jest oderwany od otaczającej rzeczywistości, od wszystkich zaskakujących aplikacji, serwisów internetowych i usług, często bardzo absurdalnych, ale cieszących się niemałym powodzeniem. Bohaterowie korzystają z Facebooka czy Instagrama ale także z aplikacji Ostatni Przyjaciel wyrosłej z potrzeby bliskości w ostatnich chwilach życia. I to wszystko jest bardzo fajne, podobnie jak odwołania do popkultury, jakich u Silvery nie brakuje. Niestety pewność nieuchronnego końca obu bohaterów chcących wycisnąć ten ostatni dzień niczym soczystą cytrynę, nie pozwolił mi się z nimi zżyć. W pewnym momencie było mi już zupełnie obojętnie co się z nimi stanie, w jaki sposób zakończy się ich przygoda. Zastanawiam się czy to przez brak nadziei, który niestety w Naszym ostatnim dniu bardzo mocno działa na Czytelnika, czy może przez sam sposób narracji niepozostawiający wielu złudzeń. 

Odwiedź mnie na Lubimy Czytać i Facebooku !

INFO
Autor: Adam Silvera
Tytuł: "Nasz ostatni dzień"
Wyd.: Czwarta Strona, Poznań 2019
Il.str.: 407
Cena: 36,90 zł

piątek, 19 lipca 2019

Najsłabiej - Deadpool tom 3

O gustach się nie dyskutuje, ale proces wykuwania i kształtowania się gustu to już odrębna sprawa. To często przykry i bolesny proces, a jego efekty bywają bardzo przewrotne. Mój gust, swoiste preferencje co do komiksów, nadal są w fazie kształtowania, ale wiem jedno - seria Deadpool Classic to koszmar dla mnie nie do przejścia. 

I muszę się z Wami podzielić odrobiną tego upiornego doświadczenia podszytego nudą, przegadanymi dialogami, podanego w nieznośnej graficznie formie, jakiej zwyczajnie nie jestem w stanie zaakceptować. Nie jestem wielkim znawcą komiksów, nawet nie pretenduję do tego miana, ale wiem co zwyczajnie mi się podoba, co do mnie trafia i sprawia przyjemność. Czymś takim nie jest Deadpool Classic. Trzeci tom Deadpool Classic  sprawił, że obawy jakie narastały we mnie podczas lektury poprzedniego tomu, stały się realne - napawa mnie to coraz większą grozą bo na półce stoi jeszcze jeden zbiór przygód Deadpoola. Szkoda nawet na pisanie o czym to jest bo ledwo zamknąłem album, który wymęczył mnie jak najnudniejsza lekcja w szkole podstawowej, a już uleciało mi to z głowy. Pozostała zadra na mojej psychice i poczucie niepowetowanej straty z powodu wydanych pieniędzy. Uznam to za jeden z etapów kształtowania się mojego gustu w tej materii. Jak wiemy nauka kosztuje.

Nie dość, że wydarzenia będące przedmiotem komiksu nie mają żadnego większego sensu, że postacie są zwyczajnie mało pociągające, a wręcz irytujące to jeszcze ten przaśny humor, zupełnie odstający od dzisiejszych czasów, powodował jedynie uczucie zażenowania. Muszę przyznać, że jeden zabieg był ciekawy i stanowi jaśniejszy punkt tego albumu. Mam na myśli przeniesienie się Deadpoola do klasycznej historii z lat '60 XX, do starcia Spider-Mana z Kravenem - oryginalny komiks autorstwa Stana Lee i John'a Romity zamieszczono na końcu albumu.

I w zasadzie to tyle, spuśćmy już zasłonę milczenia nad tym konkretnie albumem, oby następne czytelnicze wybory były lepsze.

Odwiedź mnie na Lubimy Czytać i Facebooku !

INFO
Tytuł: "Deadpool Classic. Tom 3"
Scenariusz: Joe Kelly, Stan Lee
Rysunki: Shannon Denton, Walter McDaniel, Ed McGuinness, John Romita Jr., Pete Woods
Wyd.: Egmont, Warszawa 2017
Il.str.: 276
Cena: 79,99 zł

niedziela, 14 lipca 2019

Kronika Siedmiu Królestw

Świat lodu i ognia.

Potencjał jaki zawiera w sobie uniwersum stworzone przez George'a R.R. Martina jest ogromny. I nie świadczy o tym tylko popularność serialu od HBO, ale przede wszystkim rozbudowany świat, którego historię można rozpisać na wiele pokoleń przed akcją Gry o Tron. W Pieśni lodu i ognia znajdują się odniesienia do obyczajów i wierzeń, polityki i gospodarki czyli wszystkiego tego, co tworzy wiarygodny obraz uniwersum. Świat lodu i ognia. Nieznana historia Westeros oraz Gry o Tron to zbiór informacji zarówno znanych z wcześniejszych publikacji jaki i zupełnie nowych, owianych dotąd tajemnicą. 

Zacznę od tego, że jest to pozycja typowo przeznaczona dla fanów świata Pieśni lodu i ognia, zarówno w serialowej jaki książkowej odsłonie. Czytelnik dopiero zaczynający swoją przygodę z bohaterami George'a R.R. Martina może boleśnie odbić się od Świata lodu i ognia..., od kronikarskiego charakteru książki przepełnionej licznymi nazwami lokacji, nazwiskami i imionami dawnych herosów. uwierzcie mi, jest tego sporo, nawet nie ma sensu próbować wszystkiego spamiętać. Materiał jest ciekawy, ale dłuższa lektura z wyżej wymienionych powodów możne nużyć. Publikację podzielono na zasadnicze dwie części. W pierwszej poznajemy historię objęcia władzy nad Westeros przez uciekinierów ze zniszczonej Valyrii Targaryenów, zgubnego w skutkach Tańca Smoków oraz późniejszego buntu Roberta Baratheona - jego następstwa znane nam są doskonale lecz zapis wcześniejszych wydarzeń znaliśmy jedynie pobieżnie. Druga część stanowi opis poszczególnych krain składających się na Siedem Królestw, rodów panujących oraz ich wasalów. Ponadto zawiera najważniejsze, zachowane w starożytnych kronikach informacje na temat istotnych wydarzeń mających wpływ na losy Westeros. Sporo jest zatem o mieszkańcach Żelaznych Wysp, wierzeniach i obyczajach nieprzejednanych w swojej odrębności wyznawców Utopionego Boga; o Starkach, budowniczych potęgi Winterfell;  opływających w dostatki Lannisterach z Casterly Rock. Ale to oczywiście nie wszystko. Możnych w dawnych wiekach było znacznie więcej.

Mocną stroną Świata lodu i ognia jest szata graficzna. Książka wypełniona jest klimatycznymi ilustracjami przedstawiającymi najważniejsze bitwy oraz herosów biorących w nich udział.  Nie zabrakło map pozwalających umiejscowić wydarzenia rozgrywające się w tym zgoła obcym świecie. Wizje artystów są diametralnie różne od tego co mogliśmy zobaczyć w serialu, nastrojowe obrazy Końca Burzy czy Smoczej Skały, walczących Roberta Baratheona z Rheagarem Targaryenem zapadają w pamięć. Podobnie jak walczące smoki.

Odwiedź mnie na Lubimy Czytać i Facebooku !

INFO
Autor: George R. R. Martin, Elio M. Garcia Jr, Linda Antonsson
Tytuł: "Świat lodu i ognia. Nieznana historia Westeros oraz Gry o Tron"
Wyd.: Czwarta Strona, Poznań 2014
Il.str.: 336
Cena: 69,90 zł

piątek, 5 lipca 2019

Raczej szczęśliwy niż nie, raczej...

More happy than not.

Problemy dorastania, samoakceptacji, ale także przynależności do grupy nie są nikomu z nas obce. Każdy zmagał się, bądź nadal zmaga, z sobą i najbliższym otoczeniem, aby być szczęśliwym. Często też walczy z przeszłością, wspomnieniami tak bolesnymi, że powodują bezsenne noce, które stają się hamulcem niepozwalającym iść do przodu. A co jeśli można by te wspomnienia wymazać? Pozostawić jedynie pozytywne doświadczenia? M.in. ten temat porusza Adam Silvera w More happy than not. Raczej szczęśliwy niż nie, książce, która bardzo mnie zaskoczyła.

Instytut Leteo wprowadził nowatorski zabieg, dzięki któremu istnieje możliwość wymazania niepożądanych wspomnień, ukształtowania swojej przeszłości na nowym fundamencie, bez bólu i przykrych doświadczeń. Wiele osób poddaje się zabiegowi pomimo możliwych skutków ubocznych - tak mocne jest pragnienie wymazania złych doświadczeń, rozpoczęcia nowego życia bez bagażu przeszłości. Reklamy Leteo są wszędzie, eksperymentalna terapia ma wielu zwolenników, ale i przeciwników pragnących zamknięcia instytutu. W ręce nastoletniego Aarona trafia ulotka reklamująca Leteo. Chłopak wychowuje się wraz z mamą i bratem w małym mieszkanku na niezamożnym osiedlu, gdzie dorasta spędzając czas z paczką przyjaciół i dziewczyną Genevieve. Ale życie chłopaka przepełnione jest bólem. Ojciec Aarona popełnił samobójstwo, wspomnienia tamtych dramatycznych chwil będą zawsze głęboką raną w pamięci rodziny Soto. Podobnie jak późniejsza próba odebrania sobie życia przez Aarona. Jak w jednej, kochającej się rodzinie mogło dojść do tak strasznych rzeczy, co sprawiło, że ojciec targnął się na życie, a później syn poszedł w jego ślady? Czy korekta wspomnień może stworzyć nową, pozbawioną lęków osobę?

Powieść Adama Silvery pozytywnie mnie zaskoczyła, zupełnie nie spodziewałem się, że lektura będzie zajmująca i poruszająca. Jest to już kolejna publikacja poruszająca kwestie samobójstwa wśród nastolatków, samoakceptacji, okresu buntu i dojrzewania, jaką miałem ostatnio okazję przeczytać i jest to rzecz naprawdę świetna. Temat tak niełatwy wymaga odpowiedniego podejścia, aby poczuć więź z bohaterem i wejść w pełni do jego świata co Silverze udało się znakomicie. Opowieść nie jest ani pretensjonalna ani nachalna w swoim przekazie, a cały wachlarz emocji jaki przewija się na kartach książki buduje wiarygodny obraz uczuć pogubionego w świecie nastolatka nie radzącego sobie z uczuciami i wspomnieniami. More happy than not. Raczej szczęśliwy niż nie to także przestroga przed próbami zmiany własnej tożsamości, przed medycznymi manipulacjami mającymi ukształtować nowego człowieka pozbawionego złych wspomnień. A jak wiadomo jesteśmy sumą zarówno dobrych jak i złych doświadczeń, to one nas kształtują, to dzięki nim budujemy swoją odrębność. 

Książka absolutnie warta przeczytania, kilka rozwiązań fabularnych mnie zaskoczyło, nie chciałem żeby to poszło w tym kierunku, ale stało się trudno, szanuję autora za umiejętne wyważenie emocji, dzięki którym historia Aarona Soto jest poruszająca, ciepła, ale i nieznośnie cierpka. 

Odwiedź mnie na Lubimy Czytać i Facebooku !

INFO
Autor: Adam Silvera
Tytuł: "More happy than not. Raczej szczęśliwy niż nie"
Wyd.: Czwarta Strona, Poznań 2018
Il.str.: 400
Cena: 36,90 zł

poniedziałek, 1 lipca 2019

Star Wars Komiks - Walka o kryształy

Star Wars Komiks

Bywa tak, że ciągłe odgrzewanie tych samych pomysłów, stosowanie znanych i często ogranych szablonów wydarzeń czy postępowania bohaterów staje się wizytówką danego uniwersum. Tak jest w świecie Gwiezdnych wojen, a kolejny tom Star Wars Komiks to potwierdza. Czy to dobrze, czy źle to już inna sprawa - wszystko zależy jak autorzy chcą nam to sprzedać.

Imperium planuje odzyskać tyle kryształów kyber ile tylko można ze zgliszczy Jedhy, której Święte Miasto stało się pierwszą ofiarą Gwiazdy Śmierci. Znani nam bohaterowie chcą powstrzymać Imperium, aby to zrobić muszą dotrzeć do wciąż działającego na plancie ruchu oporu. Han Solo, księżniczka Leia, Luke Skywalker z pomocą Chewbaccy i ulubionego duetu droidów ruszają na kolejne starcie z siłami zła. Przeciwnicy szykują planecie totalne wyniszczenie. Walka o najważniejsze wartości oraz poszukiwanie tak cennych dla Luke'a informacji na temat natury Mocy zetrą się z wyrachowanym złem Imperialnych dowódców oraz siłami drzemiącymi w jądrze okaleczonej Jedhy. 

To że jestem fanem świata Odległej Galaktyki nie znaczy, że mam przyjmować wszystko bez zmrożenia oka czy chwili zastanowienia. Komandor Kanchar to kolejny imperialny złoczyńca o socjopatycznym rysie, mordujący swoich podwładnych za niepowodzenia -  zwyczajnie jest to nudne. Taka postać nie ma zupełnie nic do zaoferowania, staje się tylko niebezpiecznym zawalidrogą, przeszkodą do usunięcia, która dla bohaterów pokroju Luke'a Skywalkera jest nikim. Podobnie sprawa wygląda z wykorzystaniem w fabule olbrzymiej maszyny zagłady mającej dokonać destrukcji kolejnego świata, czemu oczywiście sprzeciwiają się siły Jasnej Strony. Wszystko to już było, przynajmniej miejsce akcji to coś ciekawego choć też noszącego znajome rysy. Bo przecież w "napoczętej" przez strzał z Gwiazdy Śmierci planecie Jedha łatwo doszukać się krajobrazów wprost z wulkanicznej Mustafar. Co jest cenne, w fabule nakreślonej przez Gillena, to rzut oka na poszukiwanie miejsc Mocy przez wciąż uczącego się Luke'a, który jeszcze nie stanął twarzą w twarz z Vaderem, jeszcze nie spotkał Yody. Chłopak poznaje dopiero świat mistyki, pierwotnego dobra i zła, które walczą o dominację po różnych stronach Mocy. Ciekawe jest także wykorzystanie w fabule buntowników Saw'a Garrery nadal przebywających na zgliszczach Jedhy, raz jeszcze możemy usłyszeć o poświeceniu załogi Łotra 1 i doświadczyć różnic w łonie rebeliantów, których czyny często nie różnią się od tych dokonywanych przez Imperium.

A w warstwie wizualnej jest dobrze, musiałem przyzwyczaić się do komiksowej kreski, w zakresie otoczenia i ubiorów postaci, w zestawieniu z niemal fotorealistycznymi rysunkami twarzy, co powodowało pewien dysonans i nie zawsze robiło dobre wrażenie. 

Odwiedź mnie na Lubimy Czytać i Facebooku !

INFO
Scenariusz: Kieron Gillen
Ilustracje: Salvador Larroca
Tytuł: "Star Wars Komiks. Star Wars – Walka o kryształy. 3/2019"
Wyd.: Egmont, Warszawa 2019
Il.str.: 132
Cena: 19,99 zł

wtorek, 25 czerwca 2019

Anihilacja - finał!

Anihilacja. Tom 3

Po tym jak Lord Annihilus z pomocą Thanosa pojmał i przejął kontrolę nad Pożeraczem Światów Galactusem los wszechświata wydawał się przesądzony. Jak to bywa w opowieściach tego typu następuje pewna zmiana punktu widzenia, motywacje, które wydawały się oczywiste okazują się czym zupełnie innym, czymś znacznie bardziej złym niż wskazywałby na to czyny bohaterów. 

Zwieńczenie opowieści o najeźdźcach ze Strefy Negatywnej dostarcza wielu emocji. Samo opisywanie fabuły byłoby jednym wielkim spojlerem, ale warto tu nadmienić, że postacie poznane w poprzednich tomach walczą dzielnie do samego końca, muszą ponownie przełamać uprzedzenia wobec siebie i działać solidarnie dla wspólnego dobra. Wreszcie dochodzi do wielkiego starcia Thanosa z Draxem Niszczycielem, szkoda, że w tak niefortunnym momencie - choć dla fabuły to akurat świetna rzecz. Podobnie sprawa wygląda w chwili pojedynku Annihilusa z Novą. Jest brutalnie i krwawo i są nawet flaki, brr. Widoczne są wewnętrzne przemiany supertrykociarzy, a przede wszystkim zaangażowanie w walkę, której stawką jest los znanego wszechświata. Annihilus to nie tylko żądny podboju superłotr, to przede wszystkim siła niosąca zniszczenie i tylko tego zniszczenia pragnąca. I ciężko jest tu nawet mówić o ustanawianiu jakiegoś nowego ładu, choć ten także się w pewnym zakresie w opowieści pojawia. 

Dzięki trzeciemu tomowi Anihilacji, a właściwie zeszytom poświęconym zmaganiom heroldów Galactusa, choć na moment możemy wczuć się w istoty obdarzone wielkimi mocami. Ogromną rolę odgrywa tutaj Srebrny Surfer powracający na usługi Galactusa po okresie rejterady. Jego rola jest niebagatelna - to on ma pomścić upokorzenia jakich doznał Galactus za sprawą Aegis i Tenebrousa. Także Stardust wraca pod skrzydła Galactusa, by służyć mu po kres dni wyszukując nowe światy do pożarcia. Zapewnić ma to równowagę we wszechświecie. Jest jeszcze jeden z upadłych heroldów, który co prawda nie wraca na usługi swojego pana lecz postanawia wymierzyć sprawiedliwość wszystkim tym, którzy podczas wojny dopuścili się zbrodniczych czynów. Firelord uosabia niepohamowany gniew i zemstę.

Anihilację. Tom 3 przeczytałem z zaciekawieniem i przyznam, że bardzo lubię takie historie jakie opowiadane są w zeszycie Opiekunowie, odniesienia do powstania świata, potężnych mocy mających nad nim pieczę, które w pewnym momencie degenerują się doprowadzając do starcia wciągają mnie bez reszty. Mniej pociągają mnie starcia galaktycznych armii, zdecydowanie wolę coś podszytego mitologią, religią czy szeroko pojętym mistycyzmem. Nie zmienia to postaci rzeczy, że zarówno trzeci tom jak i dwa poprzednie to ciekawa, dynamiczna i nie nużąca dłużyznami opowieść o bohaterach posiadających bardzo różne genezy, kierujących się odmiennymi motywacjami dla osiągnięcia wspólnego celu.

Odwiedź mnie na Lubimy Czytać i Facebooku !

INFO
Tytuł: "Anihilacja. Tom 3"
Scenariusz: Keith Giffen, Christos N. Gage, Stuart Moore
Rysunki: Andrea DiVito, Scott Kolins, Mike McKone, Giuseppe Camuncoli
Wyd.: Egmont, Warszawa 2017
Il.str.: 304

czwartek, 20 czerwca 2019

Krew i złoto

Nawałnica mieczy t. 2: Krew i złoto

Dzisiejszy wpis będzie nieco krótszy niż te poprzednie omawiające tematykę Pieśni lodu i ognia. Powód jest bardzo prosty. W zasadzie stylistycznie w drugim tomie Nawałnicy mieczy nie następuje żadna, absolutnie żadna zmiana. Podobnie ma się sprawa rozwoju uniwersum wykreowanego przez George'a R.R. Martina. Nic znaczącego, poszerzającego naszą wiedzę na temat świata tym razem się nie pojawiło. Nie znaczy to, że książka jest gorsza od poprzednich, o nie! 

W drugim tomie Nawałnicy mieczy wiele rozpoczętych w poprzednich książkach wątków znajduje swój, mniej lub bardziej szczęśliwy, finał. Wyobrażam sobie jakim wstrząsem przypłaciło lekturę grono fanów Młodego Wilka Robba Starka Króla Północy i jakie wiwaty wznoszone były po wydarzeniach pamiętnego wesela króla Joffrey'a. George R.R.  Martin weselne radosne pląsy zmienił w upiorną rzeź przetasowującą układ sił rodów walczących o panowanie nad Westeros. I kiedy kolejne wielkie rodziny padają jak muchy za Wąskim Morzem Zrodzona z Burzy Matka Smoków Daenerys Targaryen kontynuuje swoją krucjatę wyzwalając kolejne miasta będące pod panowaniem Dobrych Panów. Sama blondwłosa piękność natyka się na ogrom przeciwności i przykrych zdrad w najbliższym otoczeniu. Inni ulubieni bohaterowie też doświadczają kolejnych wzlotów i upadków będących przyczynkiem do ich wewnętrznej przemiany i skonkretyzowania planów na przyszłość. Wyśmienity wątek Aryi Stark i Ogara, machinacje i przekręty Lorda Baelisha, wszystko co przydarza się Tyrionowi (ach ten pojedynek Oberyna Martella z Górą, wstrząs i niedowierzanie) to kolejne mocne strony tej pozycji.

Książka zaczyna się bardzo dramatycznymi wydarzeniami, ale i na koniec Martin przygotował niemałą niespodziankę, której fani serialu nie mieli okazji poznać. Jest to rzecz niezwykle ciekawa i bardzo jestem ciekaw, jak ten wątek będzie się rozwijał. Zapowiada się upiornie i krwawo, zupełnie jak z horroru. To jest kolejny powód, by fani serialu sięgnęli po książki. Są wątki lepiej rozegrane przez serial, to fakt, są jednak też takie, które nabierają głębszego sensu i mocniejszego wydźwięku w książce przez znacznie bardziej rozbudowany kontekst i mniej pretekstowe rozwiązania. Jeżeli ktoś nie dotarł z lekturą do Nawałnicy mieczy zmęczony poprzednimi powieściami, mnogością wątków i bohaterów, niech wróci do lektury bo warto! 

Odwiedź mnie na Lubimy Czytać i Facebooku !

INFO
Autor: George R.R. Martin
Tytuł: "Nawałnica mieczy t. 2: Krew i złoto"
Wyd.: Zysk i S-ka, Poznań 2014
Il.str.: 636
Cena: 59 zł

czwartek, 13 czerwca 2019

Dziennik z zakładu zamkniętego

Notatki samobójcy

Książki skierowane do młodzieży przede wszystkim mają zapewniać rozrywkę, budować więź ze słowem pisanym, a jeśli to możliwe, przemycać wartościowe treści pozwalające młodemu czytelnikowi jakoś osadzić się w trudnej rzeczywistości. Notatki samobójcy to kolejna publikacja po 13 powodach poruszająca temat odbierania sobie życia przez młodzież. I jest to znacznie bardziej wartościowa i godna uwagi pozycja choć powód jest tylko jeden - czasem to wystarczy.

Nastoletni Jeff trafia na zamknięty oddział szpitala psychiatrycznego, sam nie pamięta co się stało, co jest przyczyną tego z gruntu niezwykłego stanu rzeczy. Otaczają go pielęgniarki i inni kuracjusze będący w równym stopniu, a niektórzy nawet bardziej, pokrzywdzeni przez los co on. Kolejne sesje terapeutyczne w doktorem Kac'em (tak nazywa go Jeff), jego słowne z nim pojedynki, niczym starcia na florety, długo nie dają czytelnikowi punktu zaczepienia. Także zajęcia grupowe, podczas których poznajemy innych bohaterów będących tłem dla opowieści Jeffa, nie przynoszą spodziewanego wyznania prawdy mającego być przyczynkiem do zakończenia ponad czterdziestodniowego pobytu w szpitalu sukcesem. Jeff szczerze swych tajemnic jednak za sprawą nowo poznanej przyjaciółki Sadie zaczyna się przełamywać. Odstawienie "Leku Na Całe Zło", niebieskiej pastylki otrzymywanej co rano, również ma na to wpływ. Kolejne wydarzenia odsłaniają powody, dla których zwykły piętnastolatek, mający kochającą rodzinę, siostrę i przyjaciółkę, targnął się na swoje życie w sylwestrowa noc. 

Historię Jeffa poznajemy z jego relacji, to on jest narratorem całej opowieści. Każdy kolejny dzień przynosi jakieś nowe informacje o chłopaku, jego relacjach z rodzicami, siostrą, przyjaciółką Allie  lecz przez dłuższy czas możemy tylko domniemywać co było przyczyną tak dramatycznego aktu do jakiego doszło. Michael Thomas Ford stworzył przekonujący portret zagubionego nastolatka, dla którego okres dojrzewania, odkrywanie własnej tożsamości są bardzo trudne. Pomimo tego, że Jeff jest nad wiek inteligentny, chwilami nawet aż za bardzo, nie jest wstanie ustrzec się przed typowymi lękami jak strach przed odrzuceniem i własnymi uczuciami. Prawdziwe uczucia ukrywane są za fasadą sarkazmu i ciętego języka. Riposty jakimi rzuca Jeff są świetne! Notatki samobójcy z humorem i polotem poruszają kwestie będące dla młodzieży tak istotne. Samoakceptacja, pierwsze miłosne relacje, poczucie wsparcia i przynależności stają się fundamentem, musi być on mocny w przeciwnym wypadku może dojść do tragedii. Jest to książka zarówno dla dorastającej młodzieży jak i ich rodziców.

Odwiedź mnie na Lubimy Czytać i Facebooku !

INFO
Autor: Michael Thomas Ford
Tytuł:  "Notatki samobójcy"
Wyd.: Nasza Księgarnia, Warszawa 2017
Il.str.: 272
Cena: 29,90 zł

sobota, 8 czerwca 2019

Leonard Bernstein - KANDYD - Opera Krakowska

Opera Krakowska, inaugurując swój 23. Letni Festiwal, postawiła nie na operowy evergreen Pucciniego czy Verdiego, ale na opowieść wprost z nowojorskiego Broadwayu. "Kandyd" Leonarda Bernsteina, w doborowej obsadzie, ożywił deski krakowskiego teatru operowego roztaczając niezwykły klimat niebanalnego muzycznie i wizualnie przedstawienia. 

Leonard Bernstein najbardziej znany jest z "West side story", ten doskonale obeznany z muzycznym fachem kompozytor potrafił przelać swoja niezwykłą charyzmę i praktyczną wiedzę do tworzonych przez siebie utworów. Ale czy  reżyser krakowskiej inscenizacji, Michał Znaniecki, oddał tę charyzmę i werwę z jakiej znany był Bernstein? Znaniecki przegotował inscenizację pełną niespodzianek, w której czuć ducha Bernsteina, ale duch to już zupełnie inny, nie tak porywający jak być powinien. Do inscenizacji Znanieckiego nigdy nie mam zarzutów, jest to chyba mój ulubiony reżyser przedstawień operowych. Do dziś wspominam wspaniałego "Króla Rogera" w jego reżyserii, ale "Kandyd" to niestety nie tak porywające przedstawienie jak się spodziewałem. Sam utwór jest połączeniem musicalu, opery i operetki, stanowi niesamowity miszmasz, z którym nie każdy jest w stanie sobie poradzić. 

Wszystko rozgrywa się w scenerii ogromnej biblioteki, z której raz po raz rzucani jesteśmy w świat za sprawą przygód tytułowego Kandyda. W tej roli wystąpił Voytek Soko Sokolnicki doskonale oddając charakter granej przez siebie postaci. Otóż nasz młodzieniec wygnany z zamku barona po nakryciu go na miłosnych awansach do Kunegundy, portretowanej przez, jak zwykle znakomitą, Katarzynę Oleś-Blacha, musi stawić życiu czoła. Tułaczka Kandyda po świecie ma umocnić go w przekonaniach zaszczepionych mu przez Panglossa, w którego wcielił się Mariusz Godlewski. A prawda to przewrotnie prosta mówiąca, że świat na jakim się urodziliśmy to najlepsze miejsce z możliwych. Wkrótce okazuje się, że ukochane osoby giną, a Kandyd trafia z miejsca na miejsce przekonując się, że śmierć bliskich nie była do końca prawdą. Sam także staje się katem kilku osób w tym Rabina i arcybiskupa Paryża. Poznajemy także innych bohaterów dramatu, a między nimi gwiazdę wieczoru - Old Lady, w kreacji Małgorzaty Walewskiej. Losy bohaterów splatają się w groteskowej i absurdalnej opowieści o poszukiwaniu sensu życia, miłości i istnienia w ogóle. Nad całym tym zamieszaniem czuwał satyryk Krzysztof Piasecki (na szczęścicie partia mówiona) wcielający się w Woltera, autora powiastki filozoficznej na kanwie, której Bernstein osadził swoja opowieść.

I muszę przyznać, że pomysły realizacyjne, scenografia, gra świateł, a także świetne kostiumy nadawały całości klimatu, widać było zabawę konwencją i stylem. Także choreografia Jarosława Stanka nie pozwalały zatrzymać się nawet na moment, nadając całości tępa podkręcanego przez orkiestrę pod batutą Sławomira Chrzanowskiego. Miałem wrażenie, że chwilami tempo było aż za duże. To co działo na scenie się podczas wizyty Kandyda w Portugalii czy Eldorado było znakomite. Muszę tutaj napisać z przykrością, że wtręty do bieżącej sytuacji politycznej, jakie znalazły się w kwestiach Woltera, zupełnie mnie nie bawiły. Te nawiązania do edukacji, dobrej zmiany, programów z plusem, jakie to było słabe, jakie to czerstwe, ech. Wielkim plusem były popisy wokalne Oleś-Blachy i Walewskiej, widać, że obu paniom niczego nie brakuje, a jedna drugiej nie ustępuje talentem, świetne zestawienie!

Odwiedź mnie na Lubimy Czytać i Facebooku !

INFO
Kompozytor: Leonard Bernstein
Słowa piosenek: Richard Wilbur
Tytuł: "Kandyd"
Reżyseria, kostiumy, reżyseria światła: Michał Znaniecki
Kierownictwo muzyczne: Sławomir Chrzanowski
Scenografia: Luigi Scoglio

piątek, 7 czerwca 2019

Dni bez końca... i bez polotu

Dni bez końca

Dawno nie miałem problemu z napisaniem kilku zwięzłych zdań na temat dopiero co przeczytanej książki. Dawno, ale przyszedł ten czas i jestem bardzo tym zdziwiony. Z Dniami bez końca Sebastiana Barry'ego chciałem zapoznać się zaraz po przeczytaniu wywiadu z nim, zaciekawiła mnie historia tak dziwna i momentami absurdalna, że nie mogłem tego odpuścić... 

A historia to dwóch chłopaków rzuconych przez życie na okrutny front wojny secesyjnej i walk obywateli nowo powstałych Stanów Zjednoczonych z rdzennymi Amerykanami. Opowieść poznajemy z relacji Thomasa McNulty'ego, imigranta z Irlandii, który opuścił ojczyznę z powodu klęski głodu. Thomas, z wielkim zaangażowaniem, kreśli obraz swoich frontowych przygód oraz okropności jakie widział, jakich dopuszczali się żołnierze na Indianach. W tym wszystkim towarzyszy mu John Cole, osoba mu najdroższa, z którą połączyła go nierozerwalna więź i miłość. Ich relacja spajana jest niesamowitymi wspomnieniami z górniczego miasta, gdzie obaj bohaterowie dawali występy dla męskiej publiki. Zapytacie i co w tym takiego niezwykłego? Otóż w miejscowości owej nie było kobiet, więc powabni chłopcy przebrani za równie powabne damy bawili swoją publikę tańcem. I tak nasi bohaterowie przemierzają jeszcze dziewicze tereny Stanów Zjednoczonych znosząc wojenne trudy dzięki swojej relacji i wspomnieniom szczęśliwych chwil.

I właściwie tyle. Barry umieszczając w roli narratora Thomasa zapewne chciał, aby bohater był nam bliższy, abyśmy mogli lepiej odczuć jego losy i sposób myślenia. Na mnie to zupełnie nie podziałało, ten sposób narracji w wykonaniu Barry'ego jest zupełnie nieprzekonujący, przez pierwszych kilka stron zupełnie nie mogłem się przyzwyczaić do gatki Thomasa, potem już jakoś poszło. Najgorsze jest jednak to, że pomimo poruszania ciekawych i ważnych tematów los bohaterów w ogóle mnie nie obchodził. Czytałem to myśląc sobie, że mam tak strasznie ich w nosie, co się z nimi stanie, czy przeżyją, czy zginą - zupełnie wszystko jedno. Wojna secesyjna jest niezwykle interesującym tematem, losy rdzennych Amerykanów podobnież, a Barry spłaszczył to do jakiegoś niezbędnego i całkowicie pretekstowego minimum. A przecież narratorem był naoczny świadek tych niesamowitych wydarzeń, osoba mogąca przekazać odbiorcom coś więcej niż słabe opisy frontowych zmagań. Sama relacja Johna Cole'a i Thomasa też zasługiwała na ciekawsze zobrazowanie, a tak wyszło jak wyszło. Dupa!

Odwiedź mnie na Lubimy Czytać i Facebooku !

INFO
Autor: Sebastian Barry
Tytuł:"Dni bez końca"
Wyd.: Wydawnictwo W.A.B, Warszawa 2019
Il.str.: 288
Cena: 45 zł

sobota, 1 czerwca 2019

Najnudniej o najciekawszym

Philip K. Dick. Człowiek, który pamiętał przyszłość

Lubię czytać biografię, autobiografię i wspomnienia ludzi inspirujących, których często zawiła życiowa droga pozwala czytelnikowi spojrzeć z innej perspektywy na własne dokonania. Lubię poznawać życiorysy ulubionych twórców, wgryzać się w ich sposób myślenia, aby lepiej zrozumieć co chcieli przekazać odbiorcom w swoich dziełach. Anthony Peake popełnił biografię jednego z najciekawszych twórców science-fiction, Philipa K. Dicka, niestety owa książka jest niezwykle rozczarowująca, nie dała mi tego co tak lubię.

Wiele na temat powieści i życia Philipa K. Dicka powstało artykułów i, mniej lub bardziej, naukowych opracowań. Wszyscy autorzy chcą zrozumieć geniusz człowieka, którego sposób myślenia, wizje zawarte w powieściach i opowiadaniach zdawały się być nie wytworem fantazji, ale obrazem zbliżającej się przyszłości. Wizją często niepokojącą, pełną kontroli i zamordyzmu totalitarnych ustrojów. W powieściach Dicka miesza się metafizyka, ezoteryka z futurystycznym przedstawieniem losów gatunku ludzkiego na Ziemi oraz na innych planetach. I można by pomyśleć, że nie da się w sposób nudny i odtwórczy streścić, na trochę ponad 300 stronach, życia tak niesamowitego pisarza, analizy jego twórczości i możliwych czynników wpływających na Dicka postrzeganie świata. A jednak, dało się. Anthony Peake w Philip K. Dick. Człowiek, który pamiętał przyszłość w zupełnie suchy i pozbawiony polotu sposób streścił i spłycił życiorys autora takich bestsellerów jak Człowiek z Wysokiego Zamku, Ubik czy Blade runner. Czy androidy marzą o elektrycznych owcach?.

Opierając się na innych biografiach, wspomnieniach żon, wywiadach z Dickiem i jego książkach Anthony w zasadzie streścił to co napisali już inni, nie wnosząc do tematu zupełnie nic nowego. Philip K. Dick. Człowiek, który pamiętał przyszłość zawiera także próbę wyjaśnienia w sposób naukowy i paranaukowy (ezoteryczny) co mogło Dickiem kierować, co ukształtowało jego twórczość i miało na nią bezpośredni wpływ. Anthony analizuje wspomnienia, szczególnie to z promieniem różowego światła, starając się zrozumieć ich znaczenie, ale również i wpływ na ostateczny kształt fantastycznych obrazów przyszłości. Jest to szczątkowa, mało ciekawa próba rozwikłania zagadki czy Philip K. Dick rzeczywiste widział przyszłość, czy miał jakieś z nią bezpośrednie połączenie, czy tylko był sprawnym pisarzem, który dzięki swojemu talentowi, wyobraźni i środkom psychoaktywnym potrafił kreować przekonujące obrazy świata przyszłości. Jakkolwiek by nie było, książkę męczyłem jakby stron miała nie 344 a 3000...  

Odwiedź mnie na Lubimy Czytać i Facebooku !

INFO
Autor: Anthony Peake
Tytuł: "Philip K. Dick. Człowiek, który pamiętał przyszłość"
Wyd.: Rebis, Poznań 2015
Il.str.: 344
Cena: 44,90 zł

niedziela, 26 maja 2019

Tajemnicza Panorama

Lśnienie

Współczesność przyzwyczaiła nas do pewnej dosłowności w ukazywaniu wydarzeń strasznych, mrożących krew w żyłach. Takie mamy czasy, dlatego też szczególnie wartościowe są media przekazujące te treści w sposób zróżnicowany, poruszający wyobraźnie, ale zaspakajający także te atawistyczne żądze. Lśnienie to klasyczna pozycja pióra Stephena Kinga pełna dosłownej brutalności w metafizycznym sosie.

Tytułowe lśnienie to dar dzięki, któremu Danny może czytać w myślach, komunikować się ze swoim wyimaginowanym przyjacielem oraz dostrzegać to do czego inni nie mają dostępu - rzeczy nadprzyrodzone.  I takie niezwykłe dziecko wraz ze swoimi rodzicami, państwem Torannce, trafia do majestatycznego hotelu Panorama, miejsca skrywającego liczne, mroczne tajemnice. Początkowe ciepłe przyjęcie, tak zachęcające do pracy w nowym miejscu, okaże się preludium do dramatu. Wkrótce odizolowani od świata przez śnieżycę będą musieli zmierzyć się z swoimi ludzkimi ułomnościami, a także nadprzyrodzonym niebezpieczeństwem czającym się w murach opuszczonego na zimę hotelu, którym Jack ma się opiekować po utracie wakatu nauczyciela. 

Powieść, jak to bywa u Kinga, łączy wątki autobiograficzne z podróżą w głąb ludzkiej psychiki, do jej najczarniejszych zakamarków. Jack Torrance jest człowiekiem upadłym, niepijącym alkoholikiem chcącym odmienić swoje życie. Wykorzystuje czas na pisanie, zmaga się z narastającym szaleństwem, którego przyczyną jest problem alkoholowy, ale także zło czające się w Panoramie. Wszystko wskazuje na to, że jego rodzina nie znalazła się w hotelu przypadkiem, że obecność obdarzonego lśnieniem Danny'ego ma jakieś głębsze znaczenie. Kolejne okropieństwa do jakich dochodzi w hotelu, powodują że skóra cierpnie na karku. Wczytujemy się w rodzinny dramat, w spiralę szaleństwa, a uczucie grozy potęgowane jest przez umieszczenie miejsca akcji w odizolowanym od cywilizacji miejscu, z którego nie ma ucieczki. Bohaterowie zdani są na samych siebie, a zło drzemiące w murach hotelu nie uwolni swoich ofiar tanim kosztem.
Szkoda, że po latach King powrócił do młodocianego  bohatera w powieści Doktor Sendlaczego? Bo po tym niezwykłym klimacie odizolowanego od świata hotelu pełnego upiorów zostało bardzo niewiele, a i rozwój postaci w zasadzie nie jest znacząco interesujący.  

Odwiedź mnie na Lubimy Czytać i Facebooku !

INFO
Autor: Stephen King
Tytuł:"Lśnienie"
Wyd.: Prószyński i S-ka, Warszawa 2004
Il.str.: 514
Cena: ze 30 złotych

niedziela, 19 maja 2019

Mroczne widmo - jak powstawał film

Mroczne widmo

19 maja 2019 roku minie dokładnie 20 lat od premiery pierwszej części trylogii prequeli Star Wars. "Mroczne widmo", bo taki podtytuł nosi owa część, podbiło kina i serca fanów (wtedy, teraz są bardzo krytyczni wobec filmu i postaci w nim zaprezentowanych), zapoczątkowało nowy rzut gadżetów, zabawek, ale i książek. Gwiezdne Wojny Część I Mroczne Widmo - Jak powstawał film jest zapisem zmagań twórców z niełatwym do ożywienia światem wyobraźni George'a Lucasa.

Pewnie dziś jestem odosobniony w swojej opinii, ale samo wspomnienie seansu kinowego, zobaczenie na własne oczy czegoś na co tak długo się czekało, budzi dreszczyk emocji. Rzecz jasna, inaczej spogląda się na filmową fabułę mając lat 12, nie będąc obarczonym doświadczeniem ponad trzydziestoletniej osoby, ale Gwiezdne wojny to jest dla mnie coś tak ważnego, że jestem w stanie przymknąć oczy na wiele, bardzo wiele dziwnych, często głupich i nielogicznych rzeczy. "Mroczne Widmo" ożywiło to co wydawało się już martwe, wprowadziło do świata Odległej Galaktyki nowe postacie, rozbudowało kontekst Klasycznej Trylogii. W końcu to w tym filmie poznajemy młodego Anakina Skywalkera, Obi-Wana Kenobiego, a także arcyłotra senatora Palpatine'a - późniejszego Imperatora. Ale dość o filmie. Album wydany przez Amber w tak potwornej formie, że dziś trzeba uważać, aby nie rozsypał się na poszczególne strony (z racji klejenia, jakby nie można było go zszyć) odsłania kulisty powstawania filmu, tworzenia makiet pojazdów, obcych, kostiumów - szczególnie godne uwagi są suknie królowej Amidali oraz wytworne stroje jej dworzan czy senatorów Galaktycznego Senatu. Materiał źródłowy jest przeogromny, bo są to i zdjęcia z planu, szkice koncepcyjne, storyboardy, ale także uwagi twórców pracujących nad każdym, nawet najdrobniejszym szczegółem filmu. Publikacja pokazuje jak wielkim przedsięwzięciem jest produkcja wysokobudżetowego filmu, ile osób pracuje na finalny efekt. To także ciekawy rzut oka na produkcje filmową i wykorzystanie w niej starych i nowych trików. 

I tak, książka nie doczekała się jak na razie wznowienia. Przynajmniej ja nic o tym nie wiem. Słownik obrazkowy z "Mrocznego Widma" - owszem został wznowiony w koszmarnej oprawie, ale ten konkretny album nie. A szkoda, jak napisałem jest to kawał historii kina - co by nie mówić o talencie reżyserskim Lucasa jest on wielkim innowatorem kina, który popchnął wysokobudżetowe produkcje na nowe tory. 

Odwiedź mnie na Lubimy Czytać i Facebooku !

INFO
Autor: Jody Duncan, Laurent Bouzereau
Tytuł: "Gwiezdne Wojny Część I Mroczne Widmo - Jak powstawał film"
Wyd.: Amber, Warszawa 1999
Il.str.: 166
Cena: z pięć dych

niedziela, 12 maja 2019

Fala Anihilacji

Anihilacja. Tom 2

Społeczność fanowska wciąż żyje emocjami z jakimi zostawił nas seans najnowszej kinowej superprodukcji - "Avengers: Koniec gry". Ten filmowy event już się zakończył, ja natomiast powróciłem do innego eventu burzącego porządek świata opisanego w drugim tomie komiksu Anihilacja.

Na drugi tom składają się historie trzech, bardzo różnych bohaterów, stawiających czoła Fali Anihilacji, niszczącej kolejne światy. Najpierw towarzyszymy Srebrnemu Surferowi, dawnemu heroldowi niszczyciela światów Galactusa, w zmaganiach z łowcami chcącymi ująć go żywego. Moc jaką obdarzył go Galactus, a także innych swoich heroldów, ma zostać wykorzystana do zasilenia potęgi niszczycielskich insektów pod wodzą potężnego Annihilusa. Jak to w komiksach bywa jedna potęga gromiona jest przez inną, a niepewne sojusze i trudne moralnie wybory piętrzą się niewyobrażalnie. Kolejna historia to opowieść o łączącym w jednej osobie moce Fantastycznej Czwórki Super-Skrullu - wojowniku wyklętym przez swoją rodzimą rasę. Aby odzyskać honor i uznanie swoich pobratymców, pomścić miliardy istnień zabitych przez żołdaków Annihilusa, a także zapobiec śmierci swojego syna rusza do boju, który może przynieść jedynie zagładę. Natomiast w trzeciej części trafiamy na planetę Godthab, by tam w samym sercu intrygi usnutej przez ucznia Stwórcy Światów Gloriana, poznać historię kolejnego wyrzutka. W sidła tejże trafia Ronan, wygnaniec, niesłusznie oskarżony banita - kolejna postać z supermocami pragnąca zemsty i odkupienia. Ronan staje do walki nie z kim innym jak z wychowankami samego Thanosa - Nebulą i Gamorą oraz Falą Anihilacji, która wyczuwszy ogromną energie do pochłonięcia, pojawia się na planecie. 

Wspomniane trzy historie łączy motyw zemsty oraz walki, z często bardzo różnych pobudek, z armadą Annihilusa. Trzej bohaterowie, Srebrny Surfer, Super-Skrull i Ronan to niezwykle potężne istoty, które z różnych powodów są wyrzutkami, odszczepieńcami poszukującymi odkupienia, oczyszczenia, a w końcu zemsty. I to właśnie jest świetne w tym komiksie, każdy z bohaterów jest inny, działa na podstawie odrębnych motywacji, mierzy się jednak z tymi samymi zmorami, by wreszcie stanąć do walki o wszystko z Falą Anihilacji. Każda z historii utrzymana jest w innej stylistycznie formie, i o ile fragmenty opowieści Srebrnego Surfera i Ronana bardzo mi odpowiadają, rysunki są dynamiczne, kreska lekko rozwibrowana, kolory brudne oddające powagę wydarzeń, to część Super-Skrulla ze swoimi nasyconymi barwami i kreską, której tak nie lubię, odznaczała się znacząco, w negatywnym sensie. Zupełnie nie przemawia do mnie ten styl rysowania, który tu zapodał Gregory Titus. Co jednak ciekawe pod względem scenariusza to właśnie Super-Skrull najbardziej mi się podobał! I piszę to z ciężkim sercem jako fan Srebrnego Surfera. Dziwny dysonans między świetnym scenariuszem, wartką akcją, a nieprzemawiającymi do mnie rysunkami wywołała u mnie ta opowieść. Zasadniczo cały album warty przeczytania.

Odwiedź mnie na Lubimy Czytać i Facebooku !

INFO
Tytuł: "Anihilacja. Tom 2"
Scenariusz: Keith Giffen, Javier Grillo-Marxuach, Simon Furman
Rysunki: Renato Arlem, Gregory Titus, Jorge Lucas
Wyd.: Egmont, Warszawa 2017
Il.str.: 324

Cena: 99.99

Niebezpieczne sny

Jedną z funkcji literatury, także tej młodzieżowej (a może przede wszystkim?), jest przekazywanie treści, które w jakiś sposób wpłyną na nas...