piątek, 7 czerwca 2019

Dni bez końca... i bez polotu

Dni bez końca

Dawno nie miałem problemu z napisaniem kilku zwięzłych zdań na temat dopiero co przeczytanej książki. Dawno, ale przyszedł ten czas i jestem bardzo tym zdziwiony. Z Dniami bez końca Sebastiana Barry'ego chciałem zapoznać się zaraz po przeczytaniu wywiadu z nim, zaciekawiła mnie historia tak dziwna i momentami absurdalna, że nie mogłem tego odpuścić... 

A historia to dwóch chłopaków rzuconych przez życie na okrutny front wojny secesyjnej i walk obywateli nowo powstałych Stanów Zjednoczonych z rdzennymi Amerykanami. Opowieść poznajemy z relacji Thomasa McNulty'ego, imigranta z Irlandii, który opuścił ojczyznę z powodu klęski głodu. Thomas, z wielkim zaangażowaniem, kreśli obraz swoich frontowych przygód oraz okropności jakie widział, jakich dopuszczali się żołnierze na Indianach. W tym wszystkim towarzyszy mu John Cole, osoba mu najdroższa, z którą połączyła go nierozerwalna więź i miłość. Ich relacja spajana jest niesamowitymi wspomnieniami z górniczego miasta, gdzie obaj bohaterowie dawali występy dla męskiej publiki. Zapytacie i co w tym takiego niezwykłego? Otóż w miejscowości owej nie było kobiet, więc powabni chłopcy przebrani za równie powabne damy bawili swoją publikę tańcem. I tak nasi bohaterowie przemierzają jeszcze dziewicze tereny Stanów Zjednoczonych znosząc wojenne trudy dzięki swojej relacji i wspomnieniom szczęśliwych chwil.

I właściwie tyle. Barry umieszczając w roli narratora Thomasa zapewne chciał, aby bohater był nam bliższy, abyśmy mogli lepiej odczuć jego losy i sposób myślenia. Na mnie to zupełnie nie podziałało, ten sposób narracji w wykonaniu Barry'ego jest zupełnie nieprzekonujący, przez pierwszych kilka stron zupełnie nie mogłem się przyzwyczaić do gatki Thomasa, potem już jakoś poszło. Najgorsze jest jednak to, że pomimo poruszania ciekawych i ważnych tematów los bohaterów w ogóle mnie nie obchodził. Czytałem to myśląc sobie, że mam tak strasznie ich w nosie, co się z nimi stanie, czy przeżyją, czy zginą - zupełnie wszystko jedno. Wojna secesyjna jest niezwykle interesującym tematem, losy rdzennych Amerykanów podobnież, a Barry spłaszczył to do jakiegoś niezbędnego i całkowicie pretekstowego minimum. A przecież narratorem był naoczny świadek tych niesamowitych wydarzeń, osoba mogąca przekazać odbiorcom coś więcej niż słabe opisy frontowych zmagań. Sama relacja Johna Cole'a i Thomasa też zasługiwała na ciekawsze zobrazowanie, a tak wyszło jak wyszło. Dupa!

Odwiedź mnie na Lubimy Czytać i Facebooku !

INFO
Autor: Sebastian Barry
Tytuł:"Dni bez końca"
Wyd.: Wydawnictwo W.A.B, Warszawa 2019
Il.str.: 288
Cena: 45 zł

1 komentarz:

  1. Hmm dziwna i absurdalna historia?, może się skuszę..
    Pozdrawiam Justyna z http://wszystkococzytam.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Niebezpieczne sny

Jedną z funkcji literatury, także tej młodzieżowej (a może przede wszystkim?), jest przekazywanie treści, które w jakiś sposób wpłyną na nas...