Po sobotnich emocjach związanych z powrotem Gwiezdnych wojen na wielki ekran przyszła nie mniej emocjonująca niedziela, a wraz z nią wieczór w Operze Krakowskiej. Tym razem jednak nie poddałem się czarowi opery włoskiej, która przecież dominuje w tym gatunku, a czemuś zgoła bliższemu polskiej wrażliwości. Po raz pierwszy wystawiona na deskach warszawskiego Teatru Wielkiego w 1865 roku opera "Straszny dwór" Stanisława Moniuszki, łącząca w sobie zarówno elementy romantyczne jak i komediowe, o mocnym patriotycznym zabarwieniu wciąż urzeka odbiorcę. Urzekałaby bardziej, ale o tym za chwilę. Najważniejsze jest to, że wciąż wystawiany utwór Moniuszki tak wspaniale pokazuje to o czym zapominamy - piękno polskiego folkloru, naszych ludowych strojów, żywiołowej , ale i romantycznej muzyki.
W strasznym dworze dusze czyśćcowe znalazły swój dom. Tak przynajmniej twierdzą ludzie, którzy o tym miejscu słyszeli, wszakże opowieści o duchach wszyscy lubią więc w świat posyłają każdą jaką usłyszą. Taką też opowieść upiorną słyszą od Skołuby (Wojciech Śmiłek) zaprzysięgli kawalerowie Zbigniew (naprawdę dobry, wręcz zaskakująco dobry Szymon Komasa) i Stefan (Tomasz Kuk - klasa sama w sobie). Bracia wróciwszy z wojaczki poprzysięgają pozostać w wolnym stanie, plany jednak co do dzielnych wojaków są inne. Cześnikowa (Małgorzata Ratajczak) chce ich wydać za upatrzone przez siebie panny. Stefan i Zbigniew, pomimo powziętej przez siebie przysięgi, trafiają pod dach gdzie powab Jadwigi i Hanny zaczyna na nich działać. Aby spełnił się zamysł Cześnikowej, aby bracia wyszli za te panny, które ona sama wybrała musi dzielnych mężów jakoś skompromitować przed ojcem Hanny i Jadwigi - Miecznikiem (Adam Szerszeń). A czyż nie ma większej hańby dla żołnierza niż tchórzostwo, niż lęk przed duchami starych prababek i duszy uwięzionej w starym zegarze?
Nie zawiedli moi faworyci Katarzyna Oleś-Blacha jako Hanna i wspominany już Tomasz Kuk. Także Monika Korybalska w partii Jadwigi oraz Krzysztof Kozarek jako przekomiczny Damazy przekonująco oddali cechy swoich postaci. Brawurowo odtańczony na końcu utworu mazur to już wręcz legendarna pozycja, zepsuć go to byłby grzech. Był świetny! Scenografia i stroje pierwsza klasa. Zespół Opery Krakowskiej zawsze dba, aby te elementy ze sobą współgrały, by cieszyły oko jednocześnie nie przytłaczając przesłania dzieła. Piękne kontusze, wspaniałe suknie, gra światła i nieprzesadne zagęszczenie dekoracjami sceny oddały klimat dzieła. Orkiestra pod batutą Bartosz Żurakowskiego, jak zwykle wzniosła się na wyżyny profesjonalizmu, nie jestem tylko pewny czy zawsze tempo było odpowiednie. Miałem wrażenie, że momentami dyrygent szarżuje, że śpiewacy próbując nadążyć porzucają dbałość o zrozumiałość tekstu. I to jest kolejna sprawa warta poruszenia. Napisałem we wstępie, że utwór urzekałby bardziej i to prawda. Urzekałby bardziej, gdyby tekst był podany czytelnie, a z tym było wyjątkowo ciężko, szczególnie w partiach chóralnych i scenach zbiorowych. Szkoda, że nie pokuszono się o wyświetlenie tekstu jak to przyjęło się w operach niepolskojęzycznych.
Tytuł: "Straszny dwór"
Kompozytor: Stanisław Moniuszko
Libretto: Jan Chęciński
Reżyseria: Laco Adamik
Scenografia: Barbara Kędzierska
Kierownictwo muzyczne: Bartosz Żurakowski
Marzę, by pójść kiedyś do opery ;)
OdpowiedzUsuń