Częste dowołania w sztuce do motywów antycznych, do mitów i legend, nie są niczym niezwykłym. mamy na pęczki tego w malarstwie, w literaturze, ale i muzyce - przeważnie klasycznej. Jako że tematykę tę wyjątkowo lubię z wielkim uradowaniem przyjąłem fakt, iż podczas tegorocznej edycji festiwalu Opera Rara jednym z wystawionych dzieł będzie barokowa tragedia liryczna "Hippolyte et Aricie" autorstwa Jean-Philippe'a Rameau.
Za sprawą kompozytora przenosimy się w mityczne czasy panowania bogów i herosów. Stajemy się świadkami miłosnych perypetii Hipolita (swoimi wokalnymi umiejętnościami pochwalił się Eamon Mulhall), syna Tezeusza (postać mitycznego herosa doskonale oddał Jerzy Butryn), i księżniczki Arycji (piękna i utalentowana Nika Gorič) mającej zostać kapłanką Diany (Sylwia Olszyńska). Początkowo Hipolit próbuje zniechęcić do siebie dziewczynę jednak w końcu dochodzi do wyznania miłości spragnionych kochanków. Niestety są oni na celowniku macochy Hipolita - Fedry (charyzmatyczna Michaela Selinger urzekła publiczność swoją wręcz posągową kreacją tej postaci), która potajemnie kocha się w swoim pasierbie. Kolejne sploty okoliczności prowadzą bohaterów ku dramatycznym wydarzeniom. Tezeusz wyrusza do Hadesu rządzonego przez Plutona (Łukasz Klimczak oddał swoim głosem potęgę tej postaci), by odnaleźć Persefonę - przekonana o jego śmierci Fedra wyznaje miłość Hipolitowi...
Jak możemy się domyślić sploty okoliczności, typowe dla antycznych tragedii, doprowadzają postacie opowieści do dramatycznych chwil. Innymi uczestnikami tych wydarzeń są Merkury (Aleksander Kunach), Neptun (Piotr Kwinta) oraz Trzy Parki (Michał Czerniwaski, Piotr Windak i Przemysław Bałka, szalenie interesujące wokalnie trio). Powinności wobec bogów, królestwa i rodziny stają na przeszkodzie miłości. Kapryśna strzała Amora nie po raz pierwszy doprowadza do przykrych życiowych zakrętów, którym nie każdy z bohaterów jest w stanie się oprzeć.
Inscenizacja, zaprezentowana na deskach Centrum Kongresowego ICE, w swojej prostocie, jak mniemam, miała oddać pełnię uczuć i dramatu Hipolita i Arycji, a także Tezeusza i jego żony Fedry. Nie zobaczyliśmy mitycznych krain czy wspaniałych królewskich komnat, nie mogliśmy odczuć bezmiaru lęku panującego w piekle - otrzymaliśmy metaforyczne przestrzenie, w których światło i szczątkowa scenografia nie odciąga uwagi od bohaterów i muzyki. Przyznam szczerze, że na początku byłem zawiedziony, miałem ochotę na iście barkowy przepych, ale po chwili przejąłem świat zaprezentowany na scenie z zadowoleniem. Także kostiumy, chwilami przywodzące na myśl Marca Spectora z komiksu Moon Knight, spełniły swoją rolę. Ten wspaniały kontrast ubranej w czerwień Fedry z Arycją w zwiewnej granatowej sukni, piękne!
Krakowska Orkiestra Festiwalowa pod kierownictwem Marka Toporowskiego wykonała świetną robotę. Utwór Rameau w ich wykonaniu był dynamiczny, ale i poruszający. Wszystko wybrzmiało bez przesadnego patosu. Soliści, a także Chór Capelli Cracoviensis stworzyli przekonującą całość, w której każdy fragment układanki do siebie pasuje, w zasadzie nie znalazłem tutaj słabego elementu.
Co innego choreografia będąca chwilami irytująco niezrozumiałą. Zupełnie nie wiem czemu miała służyć gestykulacja Arycji przywodząca na myśl osobę z zaburzeniami obsesyjno-kompulsywnymi. Zupełnie zbijało to z tropu, wolałem spoglądać na orkiestrę niż na wymachującą rękami, świetnie śpiewająca, solistkę. Ale to taka jedna, mała kropla dziegciu.
Jak możemy się domyślić sploty okoliczności, typowe dla antycznych tragedii, doprowadzają postacie opowieści do dramatycznych chwil. Innymi uczestnikami tych wydarzeń są Merkury (Aleksander Kunach), Neptun (Piotr Kwinta) oraz Trzy Parki (Michał Czerniwaski, Piotr Windak i Przemysław Bałka, szalenie interesujące wokalnie trio). Powinności wobec bogów, królestwa i rodziny stają na przeszkodzie miłości. Kapryśna strzała Amora nie po raz pierwszy doprowadza do przykrych życiowych zakrętów, którym nie każdy z bohaterów jest w stanie się oprzeć.
Inscenizacja, zaprezentowana na deskach Centrum Kongresowego ICE, w swojej prostocie, jak mniemam, miała oddać pełnię uczuć i dramatu Hipolita i Arycji, a także Tezeusza i jego żony Fedry. Nie zobaczyliśmy mitycznych krain czy wspaniałych królewskich komnat, nie mogliśmy odczuć bezmiaru lęku panującego w piekle - otrzymaliśmy metaforyczne przestrzenie, w których światło i szczątkowa scenografia nie odciąga uwagi od bohaterów i muzyki. Przyznam szczerze, że na początku byłem zawiedziony, miałem ochotę na iście barkowy przepych, ale po chwili przejąłem świat zaprezentowany na scenie z zadowoleniem. Także kostiumy, chwilami przywodzące na myśl Marca Spectora z komiksu Moon Knight, spełniły swoją rolę. Ten wspaniały kontrast ubranej w czerwień Fedry z Arycją w zwiewnej granatowej sukni, piękne!
Krakowska Orkiestra Festiwalowa pod kierownictwem Marka Toporowskiego wykonała świetną robotę. Utwór Rameau w ich wykonaniu był dynamiczny, ale i poruszający. Wszystko wybrzmiało bez przesadnego patosu. Soliści, a także Chór Capelli Cracoviensis stworzyli przekonującą całość, w której każdy fragment układanki do siebie pasuje, w zasadzie nie znalazłem tutaj słabego elementu.
Co innego choreografia będąca chwilami irytująco niezrozumiałą. Zupełnie nie wiem czemu miała służyć gestykulacja Arycji przywodząca na myśl osobę z zaburzeniami obsesyjno-kompulsywnymi. Zupełnie zbijało to z tropu, wolałem spoglądać na orkiestrę niż na wymachującą rękami, świetnie śpiewająca, solistkę. Ale to taka jedna, mała kropla dziegciu.
INFO
Kompozytor: Jean-Philippe Rameau
Libretto: Simon-Joseph Pellegrin
Tytuł: "Hippolyte et Aricie"
Reżyseria i scenografia: Sjaron Minailo
Choreografia: Eryk Makohon
Kierownictwo muzyczne: Marek Toporowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz