piątek, 31 grudnia 2010

Zwierzyniec SE


Super Express dba o swoich czytelników jak tylko może. Dopieszcza ich dawką humoru, grozy, seksu, ludzkiej głupoty i jakże irytującej słodkiej niefrasobliwości. Od jakiegoś czasu zbieram z rzeczonego tabloidu wzmianki o niebezpiecznych zwierzętach. Tak przy końcu roku warto przypomnieć o 4 gawiednikach uprzykrzających nam życie.

Około sierpnia Polskę zaatakowały przebiegłe, żarłoczne ślimaki, o czym pisałem w jednym z pierwszych wpisów dlatego tylko o tymże mięczaku przypominam. Teraz jest zima i ślimaki drzemią w swoich skorupkach i innych norkach jednak kiedy śniegi spłyną Wisłą do Bałtyku, ponownie wypełzną. Wypełzną by zjadać  warzywa i kwiatki z waszych przydomowych ogródków. "Superak" wam o tym na pewno przypomni.
Wściekłe nietoperze zaatakowały Polaków we wrześniu. Nie ma to jak rozpoczynać rok szkolny w obawie, że pogryzie nas lub wplącze się we włosy latająca mysz.
Nie no już nie kpie bo jeszcze mnie jakiś nietoperz "napadnie" lub co gorsza rekin. Jak wiadomo z filmów Spielberga rekiny szczególnie upodobały sobie ludzkie mięso. Któż nie oglądał "Szczęk". Szczęk rekina, nie tych sztucznych zgubionych na chodniku choć i takie się spotyka. Grudniowe wakacje pewnych Rosjan w jednym z egipskich kurortów zakończyły się pogryzieniem przez rekina. Nie no, nie był to żarłacz ludojad, biały rekin z filmów Spielberga tylko żarłacz błękitny. Ważne, że żarłacz. Tajemnicą pozostaje upodobanie rekina do rosyjskich turystów.
"Na słonecznych plażach Egiptu groza. Rekiny ludojady rozszarpują turystów." Kolejna odsłona egipskiego horroru. Rekiny coraz odważniej sobie poczynają o czym nie omieszkał wspomnieć SE. Polacy, jednak rekina się nie boją! Wszakże to dzielny naród co im tam będzie jakaś ryba podskakiwać.
"Może rekin ludojad nie jest smakoszem Polaków..." Głosi podpis pod zdjęciem groźnej paszczy "morskiego potwora". No raczej! Przecież woli Rosjan! Wypasione, wypielęgnowane ciała rosyjskiej burżuazji bardziej mu odpowiadają niż liche ciałka "nas Polaków".
O wściekłych kotach zagryzających staruszki, watahach dzikich psów trzebiących stada owiec, owadach, gadach i ptakach już nie wspominam:-)



Odwiedź mnie na Lubimy Czytać i Facebooku ;)



czwartek, 30 grudnia 2010

Wrrrrrrrrrrrrrrr

Wiertara drylowała moją głowę przez pół nocy. Decybelami swymi snu błękitną mgłę przeganiała... wiertara. Wrrrr, wrrrr, chrrr, chrrr, wiertła swe w mej głowie zatapiała. Inspiracje do mordu raczej niż do konstruktywnej pracy twórczej wyzwalała. Upierdliwa wiertara. Męki ukojenie, urwany nagle filmy, przecięta filmowa taśma.

środa, 29 grudnia 2010

Tarotowy niezbędnik

Książek Ci dostatek na każdy temat. Toczone mozolnie przez autorów tych książek monologi zmierzają zawsze do tego samego. Do eksploatacji raz i raz jeszcze w syzyfowym trudzie obranego przezeń tematu. Nie ma w tym nic złego. Dzięki temu z lubością możemy przedzierać się przez kolejne pozycje poświęcone toczącym nas niczym gangrena sprawom. Dajmy na to, że zachęceni bajdurzeniem telewizyjnego wróżbity, który z tak irytującą manierą zwraca się do nas per "prosze paNstwa" i w iście teleekspresowym skrócie arkana naszego życia wykłada sypiąc przyjemnymi ogólnikami, machając przy tym radośnie rękami jak głodny pajacyk, sięgamy po karty Tarota. Czy najpierw kupić karty, czy może zgłębić temat? Zgłębić temat! Powodów po temu jest kilka. Najważniejszy to ten, aby nie wydawać bezsensownie pieniędzy na chwilową miłostkę. No dobrze. Przedarliśmy się już przez strony internetowe ale mało nam, zainteresowanie pączkuje jak drożdżowe ciasto. Czas sięgnąć do jednej z wielu książek poświęconych Tarotowi. Na pierwszy ogień polecam Artura Edwarda Waita "Obrazkowy klucz do Tarota". Pozycja obowiązkowa, raczej fundamentalna bo jak sama nazwa wskazuje stanowi "klucz" do symboliki kart. Sam autor podchodzi do Tarota z pewnym dystansem nie szczędząc złośliwości innym "oświeconym" w tej tematyce. Stron też nie za dużo także rzecz nie męczy. Następna pozycja, moja ulubiona to książka Agnieszki Świrskiej "Zaproszenie do Tarota". Ujmująca podejściem do tematu Tarota i jego symboliki. Świrska w bardzo przystępny sposób zagłębia się w treść każdej z kart."Co dzisiaj mówi Tarot" Joann Watters, to kolorowa duperela. Dużo obrazków, garść frazesów, twarda okładka, duży format. Raczej jako ciekawostka, coś co pozwala spojrzeć na sprawę z punktu widzenia mieszkanki Stanów Zjednoczonych. "Tarot dla początkujących" jak sama nazwa wskazuje ma być niejako elementarzem tarota. Książka nie najgorsza, Marie-Jeanne Abadie podaje na końcu opisu każdej z kart słowa kluczowe jak w wyszukiwarce www co bywa przydatne."Tarot. Doktryna ezoteryczna a fenomen wróżebnej magii Tarota" jest próbą autora Piotra Gibaszewskiego wyjaśnienia fenomenu kart Tarota. Dotarcia do jego korzeni. Te książki stanowią niejako mojego zgłębiania wiedzy w temacie kart Tarota zapis. Każda własna droga, własne wnioski i sposoby poszerzania wiedzy w tej, a także w innych kwestiach jest pożądana i do niej właśnie zachęcam.

czwartek, 16 grudnia 2010

Na świątecznie

Szczęśliwego dnia każdego, nie tylko świątecznego, noworocznego czy też urodzinowego. Bo niby dlaczego mamy się ograniczać i wydzielać sobie tylko w wyznaczone dni szczęście? Każdy dzień powinien jaśnieć słońcem. Dzień uroczy to nie tylko taki co spędzony był ze znajomymi w zadymionej odurzonej procentami knajpie. Chwile spędzone na obcowaniu z książką niejednokrotnie przyprawiają nas o zawroty głowy... ze szczęścia nie z powodu procentów i dymu. Aby czytanie książek, oglądanie albumów i wertowanie wszelakich innych publikacji napełniało nas pozytywną energią. Aby każde przeczytane słowo popychało nas w kierunku realizacji zamierzonych planów. Żeby czytanie dawało nam coś więcej niż tylko błahą rozrywkę na chwilę nudy i dekadenckiego nastroju. Tego wszystkiego życzę Wam drodzy Czytelnicy, a także sobie.

poniedziałek, 13 grudnia 2010

A Ty?

Szanujecie dzieci książki, czy nie? Widok tych zmiętych, pobazgranych, poplamionych dżemikiem książek nie napawa optymizmem. Powydzierane kartki, okładki oddzielone od reszty jakby wyprute zostały im wnętrzności, okropne! Niby przedmiot, ot zwykła książka. Czasem ciąży przez swoje gabaryty lub treść. A to rodzice na nią pieniądze dali, a to z biblioteki zabrana, czym tu się przejmować. Hulaj dusza! Hulaj po stronach brudnymi paluchami, hulaj długopisem podkreślaj do woli! Ale zaraz zaraz. Rodzice pracowali, żeby Ci to zapewnić, biblioteki też pieniędzy z kosmosu nie biorą(choć przydałoby się). Gdyby tak wykazać się odrobiną empatii, i dla rodziców, i dla kolejnych biblioteki użytkowników? Łatwo jest niszczyć, trudniej zastanowić się nad konsekwencjami. Szacunkiem do ludzi przede wszystkim ale także do przedmiotów wyraża człowiek to kim na prawdę jest. Ton umoralniający się zakradł niemiłosiernie. Tylko jak nie mówić o szacunku do książki, kiedy widzi się takie obdartusy, że krew zalewa bo jedna z drugą blond tipsiarą usmarowały ją tanią szminką z karpia i pocięły niechcący kartki tipsami(tymi samymi, od których wzięły swoją nazwę)?

piątek, 10 grudnia 2010

Dola (i rola) Czytelnika

Uczeni ludzie wsparci jeszcze bardziej uczonymi tekstami własnego lub kolegów(uczonych a jakże!) autorstwa upierają się by klasyfikować, szufladkować i opisywać... nas niczym owady. A to z perspektywy psychologicznej, a to z socjologicznej czy antropologicznej. Ile nauk tyle klasyfikacji i interdyscyplinarnych idei. Ilu uczonych tyle kombinacji tego wszystkiego co już powiedziano, opisano i zmierzono. To z jakich powodów Czytelnik sięga (lub nie sięga) po daną książkę badaczom nie umknęło, oj nie. Sam akt tego sięgania po książkę rozumianego jako jej czytanie i swoiste smakowanie nie umknął uwadze, nie zdołał schować się za fioletowa mgiełką niepoznanego. Pani Jadzia wiedziona swoją postawą poznawczą sięga po "Socjologie" Anthonego Giddensa. Zaspokaja w ten sposób potrzebę poznania z zakresu socjologi. Samokształcenia akt pełną gębą. Koleżanka "Szklanka" (ta co marudzi, że w kubku nie pija jeno w szklance) zadowolona zasiada ze swoją Agathą Christie w wygodnym fotelu. Reprezentuje postawę ludyczną, czyta dla rozrywki, naukowe bajania ją męczą, nomenklatura nie ta. By w "Iliady" języku, historii i samej idei rozsmakować się na całego Janeczek porzuca komiksy. Staje się Czytelnikiem dojrzałym a przy okazji reprezentuje postawę estetyczną, aby przebrnąć przez napotkaną barierę kulturową poczyta jeszcze inne około "Iliadowe" dzieła. Nasza droga do dojrzałości czytelniczej i sama dojrzałość wcale nie musi oznaczać porzucania komiksów czy ulubionych książek z nurtu brukowego. W dużej mierze to od książki zależy jaką postawę będziemy reprezentowali. Książka nas przyciąga, ważne by nami nie rządziła.

wtorek, 7 grudnia 2010

Za słuchawką

Przecież to nikogo nie dziwi, że młodzi i Ci mniej młodzi maszerują przed siebie ze słuchawkami wetkniętymi w uszy. Zaciekawienia częsty brak. A jakby tak zapytać czego słuchasz skarbie? Może akurat usłyszałbyś Czytelniku, że tak, że słucham właśnie audiobooka. Na rynku ich coraz więcej a i zwolenników takiej formy obcowania z literaturą przybywa. Zaciekawienia brak, że słuchawki wetknięte w ucho jest okej, zaciekawienia brak czego petent słucha już nie jest okej. Ta jasne, ciekawość pierwszym stopniem do piekła, a dobrymi chęciami jest ono wybrukowane. Marny ten bruk a ciekawość stopniem nie w piekielne czeluści a raczej w niebiańską rozkosz poznania.

niedziela, 5 grudnia 2010

Następny przystanek

"Następny przystanek: Pilotów."
Ścisk straszny, słychać tylko rozmowy rozliczne. "How you choose to express yourself". Ach szczęśliwi Ci posiadacze do uszu zatyczek i odtwarzaczy mp3! "Ty wiesz", białe kozaczki zwracają się nonszalancko do koleżanki w puchowej kurcie. "Ty wiesz, muszę Zemstę wypożyczyć, jest tam gdzieś blisko Ciebie biblioteka?".
"Pilotów"
Wsiada trzecia, słychać radosne, przeciągłe emo-cześć po czym następuje "cmok, cmok, cmok". "Ty stara, pamiętasz, że Zemstę trzeba przeczytać". "No kurde ledwośmy skończyli, te noo całe Dziady...". Głowami pokiwawszy, spojrzały w okno.
"Następny przestanek: Narzymskiego"
"Musze się zapisać do biblioteki i to wyporzyczyć." W słuchawce iPoda słychać "...it comes naturally, it comes naturally..." Trzy milczą czwarta w słuchawce uparcie śpiewa ale zagłuszać nie zagłusza.
"Narzymskiego"
"Trzeba tam z rodzicami przyjść." Patrzą po sobie zdziwione. "Nie no gdzie tam, po co." Że niby rodzice mieliby zgodę wyrazić na zapisane... Jej jeszcze się nie zgodą i Zemsta przepadnie. "...and it takes my breath away (every time)..."
"Następny przystanek: Brodowicza"
"Nie no starrrrra, moja babcia nigdy nie oddaje książek do biblioteki i jakoś żyje." Uśmiechają się przebiegle, hasło "avanti! idziemy na zakupy" nabrało dla nich zupełnie nowego wydźwięku. "...you are the thunder and I am the lightning..." Czwarta gra jak grała, co jej tam Polskie dziewoje, gimnazjalne celebrities.
"Brodowicza"
Dziwią się, i na dziwić się nie mogą. "Jak to tak, jak to?" ta, której babcia jest taka przebiegła dziwi się, że one się dziwią i tak trzy w samonapędzającym się kole podziwu dla babci jadą ku następnemu przystankowi.
"Następny przystanek: Rondo Mogilskie"
"...and it takes my breath away (every time)... what you do so naturally..."
"Rondo Mogilskie"
Cisza podziwu przełamana przez tą wysoce zainteresowaną wypożyczeniem Zemsty zburzyła ich iście filozoficzną zadumę nad istotą oddawania książek do biblioteki. "To ja się tam zapisze, chyba legitymacja mi wystarczy" No na pewno Ci wystarczy. "...when you're with me, baby..."
"Następny przystanek: Lubicz" Doktor Lubisz z Klanu się przystanku dorobił;-P
"Lubicz"
Czwarta zapętlona śpiewa w koło "...naturally, naturally, naturally...", trzy dywagują czy ta legitka to jest okej czy nie do końca okej. 
"Następny przystanek: Dworzec Główny, Central Railway Station"
"Wysiadamy tu?". "Nie no, gdzie tam jeszcze dwa przystanki, ścisk jest nie?". Chórem jej odpowiadają, że tak, że ścisk jak na obrazie Matejki Bitwa pod Grunwaldem.
"Dworzec Główny, Central Railway Station"
...
"Bagatela Theatre" Jak po wielkomiejsku.
I poszły do szkoły, te świnki trzy. Czy wypożyczą, przeczytają i oddadzą dowie się tylko bibliotekarz, który im dzieło Fredry do domu udostępni.

wtorek, 30 listopada 2010

A co to właściwie jest?

Tak się o niej mówi i pisze zupełnie bezrefleksyjnie, a czy ktoś się zastanawia czym owa książka jest? Niby sprawa prosta bo i co w tym ma być skomplikowanego. Plik zadrukowanych i oprawionych kartek. Jaka książka jest każdy widzi. Kolorowa okładka, czarno białe strony, kilka obrazków i tyle. Ryza papieru przekazująca jakieś mniej lub bardziej wzniosłe treści. Dziecko grafomana, naukowca, upadłego literata. Stoi to na półce i tylko się na to kurzy. Ten tylko się dowie co w nich siedzi kto czytał. Jedna z definicji mówi, że książka to wydawnictwo zwarte o objętości powyżej 48 stron. Zupełnie nie romantyczne. Definicja owa pozbawia zaszczytnego miana książki wszystko co ma mniej niż 48 stron. Ale kto z nas będzie teraz przeglądał poukładane na półce książki(!) i sprawdzał ile mają stron? Kto się będzie kłopotał pilnując się czy używa poprawnej nomenklatury? Raczej wątpię by komukolwiek chciało się to robić. Po co sprawiać sobie problem i dokładać pojęć? Lepiej jak leci nazywać wszystko książkami przecież te broszury nie pogniewają  się jak je tak nazwiemy. A może jednak pobiegną pobeczane do mamy?

sobota, 27 listopada 2010

Zamyślenia

Bywa i tak, że całymi dniami przesiadujemy zamyśleni dręczeni jakimś problemem. Ot głupota chciałoby się powiedzieć. Coś w nas jednak powoduje, że drążymy temat, chcemy odnaleźć odpowiedz. Z własnego doświadczenia wiem, że odpowiedz przychodzi często niespodziewanie, zupełnie z zaskoczenia. W opinii niektórych czytelników to nie my wybieramy książkę ale ona wybiera nas. Metafizyczny magnes powoduje przyciąganie tej a nie innej publikacji prosto w nasze ręce. To właśnie w takich książkach znajdujemy odpowiedzi na nurtujące nas pytania. Przykładem ilustrującym tę prawdę jest chociażby nurtująca mnie przez kilka dni kwestia dlaczego ludzie z takim upodobaniem sięgają po horrory. Dlaczego roznamiętniają się i odczuwają przyjemność z oglądania coraz to nowej jatki. "Naga małpa przed telewizorem. Popkultura w świetle psychologii ewolucyjnej" książka autorstwa Tomasza Szledaka i Tomasza Kozłowskiego udzieliła mi odpowiedzi na to pytanie. Autorzy twierdzą, że popularność choćby motywu zemsty związana jest w bardzo dużym stopniu z pierwotnymi potrzebami człowieka. Nie czas i miejsce na wyjaśnianie tych zawiłych kwestii zachęcam jednak do lektury tej wyjątkowo ciekawej pozycji.

wtorek, 23 listopada 2010

Czytają

Ludzie książki czytają. Czynność tą popełniają w przeróżnych sytuacjach i okolicznościach natury. Miejsce nie jest ważne. Dla tych osób liczy się to co właśnie czytają. Wielu z nich podziwiam i czasem nawet im zazdroszczę. Podziwiam ludzi, którzy czytają idąc po wyjątkowo schodzonych miejskich chodnikach nie potykając się. Z jeszcze większym podziwem spoglądam na Czytelników rowerzystów godzących te dwie tak odległe od siebie czynności. Umiejętność budząca we mnie uczucie niepowetowanej straty, iż ja tak nie potrafię jest niewątpliwie czytanie w autobusie i tramwaju siedząc w stronę odwrotną do kierunku jazdy. Już sam widok powoduje zawroty głowy. Bardzo namacalne staje się w tedy hasło z plakatu przylepionego na szybę miejskiego autobusu "jadąc autobusem czytasz co chcesz, jadąc samochodem czytasz tylko bilbordy".

sobota, 20 listopada 2010

Notka techniczna...

... pierwsza, zapewne nie ostatnia. Pierwszy sezon "Galaktyki Pani Krysi" dobiegł końca wraz z publikacją dziesiątego odcinka oraz przejściem studenta na Ciemną Stronę Mocy. Możliwym i prawdopodobnym jest zmiana formuły mojego małego blogowego serialu. Postacie i kontekst pozostaną jednak te same. Myślę, że zasługują na to by zagościć a właściwie zamieszkać na blogu na stałe. 
Kolejnym wpisom poświęconym książce w jej szerokim kontekście będzie towarzyszyła ciągła praca nad polepszeniem stylu tekstów. 
Podróż do świata książki trwa. W tym świecie ważnym ogniwem swoistym spiritus movens jest człowiek. Właśnie na ten ludzi aspekt postaram się położyć nacisk w kolejnych pracach pisarskich jak i rysunkach.

czwartek, 18 listopada 2010

Galaktyka Pani Krysi, Sezon I, Odcinek X

Pani Krysia zajadała się zacnym kawałkiem tortu sachera przeglądając Encyklopedie Wiedzy O Książce powszechnie znaną jako EWOK. Nic w tym dziwnego, że bibliotekarka wertuje EWOK pamiętać jednak należy o innych rzeczach noszących tę nazwę. Przecież te małe, złośliwe misie z Endoru to także Ewoki! Przeglądać przeglądała ale o tej smutnej prawdzie nie zapomniała, gdyby nie te misie(ot głupota, pluszaki!) to Imperium Galaktyczne nie zaliczyłoby ogromnej porażki jakim było zniszczenie drugiej Gwiazdy Śmierci. "Ech, ech" wzdychała ciężko niby na wspomnienie tejże klęski. Poszukiwania poczynione przez studenta a mające na celu znalezienie książki o wyjątkowo zawiłym tytule spaliły na panewce. "Co robić, trzeba porzucić dumę i poprosić panią Krysię o pomoc" wzruszył ramionami i udał się do skrytej za wysoką ladą bibliotekarki. Ta zaczytana, pochłonięta swoimi echami, ochami i innymi tego typu werbalizmami nawet nie zwróciła uwagi na energicznie zmierzającego do niej chłopaka. Wychylił się stając na jednej nodze, drugą obutą w czerwony trampek uniósł, ręce oparł o czytelnianą ladę i zanurkował nosem wprost w EWOK pani Krysi. Jakież było wielkie jego zdziwienie na to co zobaczył!
"Ależ pani Krysiu! Przecież to nie przystoi, to oburzające!", wykrzykiwał. To nad kolejnym numerem "Play Bibliotekarza" tak wzdychała nasza bohaterka. Wyjątkowo pruderyjny okrzyk przykuł uwagę użytkowników czytelni zanurzonych dotychczas w infosferze (Hanka też tam była, znacie Hankę?). Rumieniec zaś na jego twarzy wraz z okrzykiem i zmieszaniem wywołał tylko uśmiech bibliotekarki. W lot pojął podstęp, wyczuł ogromnie zakłócenia Mocy. Miała go, od tej chwili był w jej władaniu. Właśnie wtedy kiedy zapomniał o swojej zasadzie by nie robić problemów(o sensacji jaką wywołał jego okrzyk nie wspominając) tam gdzie ich nie ma przekroczył tę cienką linię między Jasną a Ciemną Stroną Mocy. Kobieta wstała, uśmiech rozpromieniał jej twarz. Odmłodniała w mgnieniu oka o jakieś dwadzieścia lat. Zaszurała radośnie podhalańskim kapciem. Triumfowała. Ot głupota, małe zdjęcie z "niewinnej" gazetki okazało się wisienką na torciku wcześniejszych prób przeciągnięcia chłopaka na Ciemną Stronę Mocy...

niedziela, 14 listopada 2010

Ja i Warhol

Słyszysz Warhol, myślisz Marylin Monroe. Na hasło popkultura bez wahania odpowiadasz, że to chłam, masówka, że ten cały "Warhoł" nie był artystą tylko kicz-producentem. Przełom wieku XX i XXI to okres rozkwitu tejże pogardzanej, a jakże skrycie bądź bardziej otwarcie wychwalanej popkultury. Jako wielki fan Andy'ego Warhola nie mógłbym pominąć pozycji książkowych poświęconych tejże wybitnej osobie. Nie jest ich niestety tak strasznie dużo na polskim rynku, więc wpis ten poświęcę książce "Filozofia Warhola od A do B i z powrotem". Darze ją szczególnym sentymentem, gdyż była to pierwsza pozycja w mojej kolekcji "Warholianów". Napisana przez samego artystę, rozkoszna mała książeczka przesycona absurdalnym humorem jest niemal tak popkulturowa jak wszystkie jego sitodrukowe płótna. Pełna kłamstewek, kłamstw, mistyfikacji i autokreacji. Warhol uwielbiam robić sobie z ludzi mówiąc kolokwialnie "jaja" (ba! nadal to robi), ta książka jest tego świetnym przykładem. Tworzył sztukę sam sztuką będąc. "Filozofia..." dostarcza nam informacji o nawykach artysty, jego dziewczynie Taxi (zmyślonej oczywiście), która mogła nie myć się kilka dni. Jak każdy z nas ulegał wielu dziwactwom i maniom. O tym także jest ta książka. Jeśli ktoś w ogóle wie jaki był naprawdę Andy Warhol to nie dowiedział się tego z jego książki. Żadnego z wytworów umysłu artysty nie można przecież czytać dosłownie. Do czytania jednak zachęcam. Czytania obrazów, książek, wywiadów (tychże z dużym przymrożeniem oka).

czwartek, 11 listopada 2010

Galaktyka Pani Krysi Sezon I, Odcinek IX

Spokojna jego rozczochrana... była. Pani Krysia w zupełnie nie ambiwalentnie złym humorze wpadła do magazynu książek, gdzie student pieczołowicie czyścił (aj czyścił, aż się kurzyło) każdą pozycje z osobna i ten spokój zburzyła. Tumany kurzu wznieciła. Zadania, które miały złamać ducha i przeciągnąć go na Ciemną Stronę Mocy powodowały zupełnie odwrotny skutek- hartowały go jak hartuje się klingę samurajskiego miecza. Twarz pani Krysi niegdyś piękna teraz zdawała się być ruiną jej dawnego ja. Nie dość było gromów i błyskawic Mocy jakie mogłaby cisnąć w studenta z wystarczającą siłą by go pokonać. Zbliżał się punkt przełomu, oboje to czuli. Każdy gest, spojrzenie i wypowiedziane od niechcenia słowo miały istotne znaczenie. Tylko te dylematy dręczące ją, a objawiające się nerwowym szuraniem podhalańskim kapciem. Chciała powiedzieć "gdyby nie dręczące mnie...", właśnie dylematy. Słowo uwięzło jej w gardle powodując werbalną literówkę "dylemayty". Urwała, nie dokończywszy tego zdania. Chłopak w niepohamowanym wybuchu śmiechu upadł na linoleum wprost pod podhalańskie kapcie pani Krysi. Dojrzał w tedy bibliotekarkę w całym jej majestacie. Pozycja, z której teraz na nią spoglądał, typowa dla egipskiego niewolnika sprawiła, że poczuł respekt i szacunek. "Wstawaj wartko! Do roboty! Będzie się po podłodze walał zimnej i chory będzie potem, i co będzie!". Wstał, a ona wyszła, tak po protu, bez żadnego więcej słowa. Czyżby cisza przed prawdziwą nawałnicą?

Niebezpieczne sny

Jedną z funkcji literatury, także tej młodzieżowej (a może przede wszystkim?), jest przekazywanie treści, które w jakiś sposób wpłyną na nas...