- Bo skrywa się we mnie pięćdziesiąt odcieni szarości, Anastasio. I jestem ostro porąbany."
I się doczekałem... ale mocy przypływu nie doznałem. W ogóle to czuje się jakbym przebił bardzo długo nadmuchiwany balon i nic się nie stało. Powieść "Pięćdziesiąt twarzy Greya" roztrzaskała się o moje wyobrażenia i bujną fantazję.
To, że kobiety na jej punkcie szaleją, jestem w stanie zrozumieć.
Że mężczyźni wiele zawdzięczają, okej też jestem w stanie to zaakceptować, bo wielu panów w relacjach intymnych potrafi być pozbawiona polotu, na co panie często narzekają. Totalnym bzdetem jest dla mnie stwierdzenie, że biblioteki niby apelują o wycofanie "Pięćdziesięciu..." z obiegu, bo niby dlaczego? Bo przyciągają czytelnika? Psują jego gust? Może po prostu spełniają oczekiwania, te o których czytelnicy boją się głośno mówić, których wzniosłe dzieła klasyków nie są w stanie zaspokoić? Nie wiem, nie wiem.
Nie rumieniłem się, nie płonąłem czytając tę historię w gruncie rzeczy sztampową. Czytało się szybko, przyjemnie, a lektura nie pozostawiała wielu ważnych kwestii, które można by rozkładać godzinami na czynniki pierwsze. Ot, lektura idealna na wieczór. Do relaksowania się, odprężenia, pośmiania przed snem. Nieskomplikowany, prosty język i pierwszoosobowa narracja sprawia, że pozycję autorstwa E. L. James po prostu się połyka. Jednak już po połowie może nas męczyć czytanie o fikołkach i kozłkach wykonywanych przez "wewnętrzną boginię" głównej bohaterki oraz mało wysublimowane opisy mimiki bohaterów, usta ciągle im "ścieśniają się w wąską kreskę". Zdecydowanie nie jest to literatura wysokich lotów. Zresztą nie o wysokie loty w przygodach Anastasi Steele chodzi, a o seks. Cały szum wokół promocji trylogii "Pięćdziesiąt odcieni" oparty jest o seks w wydaniu sado-maso, którego w pierwszej części jest tyle co kot napłakał i większej ilości scen SM można spodziewać się w "Modzie na sukces", choć w tym tasiemcu to raczej sadomasochizm psychiczny bardziej niż fizyczny. Sama książka jeśli chodzi o stronę psychologiczną, według mnie jest kolejnym zmarnowanym materiałem. Trochę to wszystko jest płytkie i spodziewałem się w sumie klimatu jak z "Nagiego instynktu", a szkoda bo nie znalazłem ech.
Z książkami jest jak z wyjazdem zawodniczek klubu "Tęcza" do bodajże RFN z filmu Barei pt.: "Miś". Jechały do kraju demokratycznego, który to i miał swoje plusy, ale zawodniczki musiały pamiętać, żeby te plusy nie przesłaniały im minusów. Tak też jest z omawianym dzisiaj hitem. Ma on swoje plusy i minusy. "Pięćdziesiąt twarzy Greya" pomimo tego co napisałem jest książką jak najbardziej godną polecenia. Dla mnie była to lektura lekka i zabawna, zupełnie nie wymagająca i totalnie relaksująca. Dla osób lubiących rozsmakować się w pisarstwie na wysokim poziomie będzie to książka zupełnie niestrawna. Osoby o purytańskim podejściu do obyczajowości pewnie już na wstępie książkę odrzucą nie zabierając się nawet do jej lektury. Przed tym przestrzegam. Fenomen książki jest niepodważalny i warto chociażby z ciekawości przeczytać i spróbować zrozumieć osoby, które ją pokochały.
INFO
Tytuł: "Pięćdziesiąt twarzy Greya"
Autor: E.L. James
Wyd.: Katowice: Sonia Draga, 2012
Il. str.: 606
Cena detaliczna: 39,90
INFO
Tytuł: "Pięćdziesiąt twarzy Greya"
Autor: E.L. James
Wyd.: Katowice: Sonia Draga, 2012
Il. str.: 606
Cena detaliczna: 39,90
skrywa się we mnie pięćdziesiąt odcieni szarości Izo...i jestem ostro porąbany...
OdpowiedzUsuń