sobota, 2 kwietnia 2016

Madama Butterfly

Miłość i śmierć
Motywy miłości i śmierci są obecne we wszystkich dziedzinach artystycznej działalności człowieka od sztuk plastycznych poprzez literaturę aż na muzyce skończywszy. Niepodważalna jest także ich nierozerwalność. Pomimo tego iż miłość i śmierć są z gruntu różne, często są ze sobą złączone w dramatycznych losach kochanków. Ta specyficzna symbioza szczególnie uwidoczniła się w przedstawieniach operowych stając się nośnikiem niezwykłych emocji. Nie przesadzę jeśli napiszę, że najbardziej poruszającą i najbardziej znaną, nawet laikom, operą, w której miłość nieuchronnie wiedzie bohaterów do śmierci, jest "Madama Butterfly" Giacomo Pucciniego. 1 kwietnia miałem okazję po raz drugi zobaczyć inscenizację losów młodziutkiej Cio-Cio-San na deskach Opery Krakowskiej. 

Egzotyka Pucciniego
Puccini, nie rezygnując z typowych dla siebie środków artystycznego wyrazu, przenosi akcję swojego dzieła do odległej Japonii. Orientalny koloryt to jednak tylko pretekst do przedstawienia dramatu psychologicznego, w którym to młoda kobieta targana jest sprzecznymi emocjami. Premiera w mediolańskiej La Scali w 1904 roku zakończona porażką i wygwizdaniem utworu skłoniła twórcę do wprowadzenia kilku zmian, sugerowanych już wcześniej przez współpracowników. Tak oto powstało dzieło zajmujące zaszczytne miejsce w repertuarach większości teatrów operowych świata. Sama treść, nie będąca specjalnie skomplikowaną, skupia się na miłości nastoletniej Cio-Cio-San do amerykańskiego oficera Pinkertona oraz jej następstwom wynikającym po części z różnic kulturowych. Z jednej strony bezkresne zakochana kobieta, a z drugiej mężczyzna chcący się trochę zabawić, zażyć egzotyki z dala od domu. To co dla Pinkertona jest zwykłym romansem dla Butterfly jest nie tylko szczerą miłością i spełnieniem marzeń, ale także złamaniem wielowiekowych tradycji, swoistym wstępem do koszmaru. To dla Pinkertona Butterfly przechodzi na katolicyzm za co zostaje przeklęta przez swojego wuja Bonzo. Okazuje się, że miłość nie była tego warta, Pinkerton wyjeżdża, a Cio-Cio-San zostaje sam w Japonii. Towarzyszy jej służąca Suzuki, wkrótce na świecie pojawia się jedyna radość dziewczyny - dziecko będące owocem jej miłości do amerykańskiego oficera. Lata mijają, Butterfly czeka cierpiąc biedę, kiedy w końcu do portu w Nagasaki przybija statek Pinkertona dziewczyna nie może powstrzymać radości. Jednak nie szczęście i spełnienie przynosi ze sobą Pinkerton, a smutek i śmierć.

Pani Motyl po raz wtóry
Tak jak zasygnalizowałem we wstępie widziałem tę inscenizację opery "Madama Butterfly" w Operze Krakowskiej niespełna dwa lata temu i mogłem spojrzeć na wczorajsze przedstawienie znacznie bardziej krytycznym okiem. Sprzyjała temu także zmieniona obsada bo poza Martą Abako wszyscy soliści, w stosunku do inscenizacji z 2014 roku, zostali wymienieni. I tak w tytułowej roli mamy Martę Abako, której rozedrgany głos w pierwszym akcie napawał mnie sporymi obawami o to co będzie dalej. Podwójne zmartwienie, gdyż pamiętam jej pomyłkę w "Un bel di vedremo" w występie z 2014, jednak muszę przyznać, że rozwiała moje wątpliwości i od drugiego aktu, aż do samego końca, wszystko było na miejscu. Popisowa aria powalała na kolana, zupełnie jakby mi za te wcześniejsze wątpliwości chlasnęła w twarz, i to bardzo mocno. Niestety zwykle rewelacyjni Tomasz Kuk w roli Pinkertona i Wołodymyr Pankiv jako wuj Bonzo wypadli blado. Gniew Bonza na Cio-Cio-San był mało przekonujący, zupełnie jakby solista nie wykorzystał swojego mocnego głosu na 100%, podobnie sprawa ma się z Kukiem. I kto by pomyślał, że znacznie mniej doświadczony Andrzej Lampert lepiej się sprawdzi w roli amerykańskiego porucznika niż doświadczony Kuk? Agnieszka Cząska w roli Suzuki, służącej Butterfly, sprawdziła się doskonale, nie było w jej interpretacji krztyny fałszu, podobnie zresztą jak w partiach Sharplessa (Adam Szerszeń) i Goro (Krzysztof Kozarek) i za to im wielkie dzięki. 
Nie obyło się bez kilku "kiksów" wprost z orkiestry. Miałem wrażenie, i oby to było tylko wrażenie, że już na samym początku ktoś z orkiestry się pomylił. Słyszałem ten utwór naprawdę niezliczoną ilość razy i mam dość wyczulone na tym punkcie ucho. Chwilami orkiestra grała zbyt głośno, zagłuszając solistów, co absolutnie nie miało miejsca, kiedy pierwszy raz oglądałem Panią Motyl w Krakowie. Dziwne, podwójnie dziwne bo dyrygent Tomasz Tokarczyk zwykle jest bezkonkurencyjny w swojej profesji. Może pierwszy dzień kwietnia podziałał "rozluźniająco" na ekipę? Nie zmienia to postaci rzeczy, że te nieznaczne mankamenty wczorajszego wykonania nie wpłynęły znacząco na mój pozytywny odbiór dzieła Pucciniego. 

INFO
Kompozytor: Giacomo Puccini
Tytuł: "Madama Butterfly"
Libretto: Luigi Illica i Giacomo Giacosa wg Davida Belasco
Reżyseria: Waldemar Zawodziński
Kierownictwo muzyczne: Tomasz Tokarczyk
Kostiumy: Maria Balcerek
Choreografia, ruch sceniczny: Janina Niesobska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Niebezpieczne sny

Jedną z funkcji literatury, także tej młodzieżowej (a może przede wszystkim?), jest przekazywanie treści, które w jakiś sposób wpłyną na nas...