Zazwyczaj myśląc o operze, jeżeli oczywiście już nam taka myśl do głowy przyjdzie, mamy przed oczami poważne widowisko, w którym to otyłe kobiety i przysadziści mężczyźni wyrzucają z siebie zupełnie niezrozumiały tekst do muzyki poważnej. Nic jednak bardziej mylnego. Rozpatrywanie opery tylko w kategoriach poważnego widowiska jest dużym błędem wszakże wiele z oper to przedstawienia komiczne będące zabawnym przedstawieniem epoki zwykle bliskiej kompozytorowi, a sama muzyka powszechnie nazywana "poważną" aż tak poważna nie jest. Napisana w Mediolanie, mająca swoją premierę w La Scali w roku 1814, opera komiczna "Turek we Włoszech" po długiej nieobecności na polskiej scenie zawitała do Krakowa w inscenizacji Włodzimierza Nurkowskiego, odsłaniając zupełnie inne oblicze tego gatunku.
Można śmiało uznać krakowską premierę "Turka we Włoszech" za duże wydarzenie, gdyż sama inscenizacja ma być zaledwie trzecią próbą przeniesienia opery Rossiniego na deski polskiego teatru operowego. Wcześniejsze polskie inscenizacje miały miejsce kolejno w Teatrze Wielkim w Poznaniu (rok 1992) oraz w Warszawskiej Operze Kameralnej (rok 1999), łatwo więc można policzyć, że od ostatniej premiery dzieła Rossiniego minęło aż 17 lat! Zupełnie nie do pomyślenia przy takich operach jak chociażby "Madama Butterfly" czy "Tosca" mistrza gatunku Pucciniego.
Sama opera w warstwie fabularnej to czysty banał. Historia z gruntu podobna do tej znanej z "Zemsty nietoperza" Starussa, ot niewierna żona Fiorilla o wiele starszego od niej męża Geronia lawiruje między młodymi kochankami podczas weneckiego karnawału. Karnawał w Wenecji jak nic innego w świecie sprzyja niewierności małżeńskiej i flirtom stając się kolorowym miłosnym tyglem, w którym to prawdziwe oblicza ukryte są pod wymyślnymi maskami, a ciała spowijają zwiewne szaty. Jednym z kochanków Fiorilli jest przyjaciel jej męża Narciso lecz to nie on stanie się spiritus movens całego zamieszania. W tym karnawałowym tyglu temperatura osiąga masę krytyczną kiedy to do Włoch przypływa książę turecki Selim. Fiorilla postanawia zdobyć egzotycznego księcia, a on ma równie niecne zamiary w stosunku do niej. Zazdrosny mąż nie może przeboleć niewierności Fiorilli, a Poeta szukający natchnienia do napisania sztuki widzi w całej sytuacji materiał do stworzenia nowego dzieła. Pikanterii całej komedii pomyłek, tej ferii barw i gagów dodaje fakt iż w Wenecji znajduje się także była ukochana Selima cyganka Zaida, chcąca odzyskać swojego księcia, jednak aby to zrobić musi stanąć w szranki z kochliwą Fiorillą.
Sama opera w warstwie fabularnej to czysty banał. Historia z gruntu podobna do tej znanej z "Zemsty nietoperza" Starussa, ot niewierna żona Fiorilla o wiele starszego od niej męża Geronia lawiruje między młodymi kochankami podczas weneckiego karnawału. Karnawał w Wenecji jak nic innego w świecie sprzyja niewierności małżeńskiej i flirtom stając się kolorowym miłosnym tyglem, w którym to prawdziwe oblicza ukryte są pod wymyślnymi maskami, a ciała spowijają zwiewne szaty. Jednym z kochanków Fiorilli jest przyjaciel jej męża Narciso lecz to nie on stanie się spiritus movens całego zamieszania. W tym karnawałowym tyglu temperatura osiąga masę krytyczną kiedy to do Włoch przypływa książę turecki Selim. Fiorilla postanawia zdobyć egzotycznego księcia, a on ma równie niecne zamiary w stosunku do niej. Zazdrosny mąż nie może przeboleć niewierności Fiorilli, a Poeta szukający natchnienia do napisania sztuki widzi w całej sytuacji materiał do stworzenia nowego dzieła. Pikanterii całej komedii pomyłek, tej ferii barw i gagów dodaje fakt iż w Wenecji znajduje się także była ukochana Selima cyganka Zaida, chcąca odzyskać swojego księcia, jednak aby to zrobić musi stanąć w szranki z kochliwą Fiorillą.
Co z tym turkiem?
Tak jak napisałem wcześniej pod względem fabularnym "Turek we Włoszech" to nic nowego, jednak ten banał rozgrzesza w 100% muzyka i śpiew. Tomasz Tokarczyk ze zwyczajowym profesjonalizmem poprowadził orkiestrę, która kapitalnie odegrała dzieło Rossiniego. Można śmiało napisać, że pod względem wokalnym jest to jedno z lepszych przedsięwzięć Opery Krakowskiej. Katarzyna Oleś-Blacha jako Fiorilla i Grzegorz Szostak w roli męża-rogacza Geronia wprost hipnotyzowali publiczność swoimi umiejętnościami. Szczególnie Oleś-Blacha dysponująca niesamowitym sopranem koloraturowym mogła wykorzystać pełnię swojego talentu. To był jej show! Mariusz Godlewski jako Poeta oraz Andrzej Lampert w roli przyjaciela męża Narciso byli przekonujący i zabawni w swoich kreacjach. Tytułowy Turek książę Selim w interpretacji Łukasza Golińskiego mnie nie porwał podobnie zresztą jak zwykle kapitalna Monika Korybalska w roli Zaidy. Ich wykonaniom nie można odmówić kunsztu zabrakło mi jednak tej iskry, jakieś to bez charyzmy wszystko było.
Cała ta historia była by niczym bez oddania klimatu karnawału w Wenecji co udał się tylko częściowo. Kostiumy autorstwa Anny Sekuły były barwne i wesołe, doskonale pasujące do przedstawionej opowieści, podobnie sprawa ma się w kwestii wykorzystania światła. Wszystko było kolorowe i roztańczone, jednak scenografia także autorstwa Anny Sekuły, te jeżdżące domki z dykty bardzo mnie rozczarowały. Było nie równo, pewne sceny były kapitalnej chociażby ta, w której Narciso wciąga nosem krechy białego proszku, by po chwili wyśpiewać swoją arię w otoczeniu satyrów, gdzie światło, scenografia i postacie jawiły się jak z narkotycznego snu bohatera, bomba! Inne zaś budziły tylko zdziwienie, a ozdobniki w postaci żonglera światła zdawały się być tylko tanim wypełniaczem, zupełnie nic nie wnosiły.
Kolejny wieczór w Operze Krakowskiej mogę uznać za bardzo udany, przyznam jednak, że brakuje mi już bardziej krwistych przedstawień dlatego też z utęsknieniem czekam na pewną odmianę, którą w kwietniu przyniesie mi "Madama Butterfly" i "Traviata".
INFO
Tytuł: "Turek we Włoszech"
Kompozytor: Gioacchino Rossini
Libretto: Felice Romani
Reżyseria: Włodzimierz Nurkowski
Kierownictwo muzyczne: Tomasz Tokarczyk
Scenografia i kostiumy: Anna Sekuła
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz