Tak na początek trochę sentymentalny wstęp, który sam nasunął mi się na myśl, gdy tylko otworzyłem paczkę z moim świeżym nabytkiem słownikiem obrazkowym najnowszej części "Gwiezdnych wojen". Pamiętam ten czas kiedy pierwsza z trzech nowych części Sagi wchodziła do kin, był to rok 1999, o posiadaniu komputera z internetem nawet nie marzyłem, o tak szerokim dostępie do publikacji dotyczących mojego hobby nie było mowy. Mała mieścina, do której każda nowość docierała z opóźnieniem nie dawała zbytnich szans na zdobycie upragnionych skarbów. Czas oczekiwania miał w sobie coś magicznego, ale chwilami przyprawiał o ból głowy. Kiedy już udało się zdobyć upragnioną książkę, upragniony słownik obrazkowy z "Mrocznego widma" radości nie było końca, a sama książka była czytana i wertowana wielokrotnie. Coś podobnego poczułem gdy otworzyłem nowy słownik z "Przebudzenia Mocy", jednak było to już zupełnie inne uczucie.
Sam słownik ilustrowany formą i treścią (choć ta została nieznacznie odświeżona) nie różni się od słowników z poprzednich części Gwiezdnej Sagi. Dostajemy zatem informację na temat postaci, miejsc, urządzeń, które mogliśmy zobaczyć na kinowym ekranie. Jest i o nowych szturmowcach Najwyższego Porządku, obcych z zamku Maz Kanaty oraz samych bojownikach Ruchu Oporu pod dowództwem Generał Organy. Informacje te w pewnym stopniu poszerzają naszą wiedzę o głównych bohaterach jak i tych drugoplanowych. Sama opowieść nabiera dzięki temu głębszego kontekstu choć, tu muszę przyznać bez bicia, książka tylko rozbudza ciekawość i chęć poznania "nowych "Gwiezdnych wojen". Stare Expanded Universe zostało "skasowane", a nowe dopiero się rodzi dlatego też musimy poczekać, aż wokół "Przebudzenia Mocy" narośnie otoczka komiksów, gier, książek by lepiej wejść w ten nowy/stary świat stworzony 1977 roku przez Georga Lucasa. "Star Wars. Przebudzenie Mocy. Słownik ilustrowany" to dopiero swoista jaskółka, która wiosny nie czyni jest jednak dobrym wstępem do czegoś większego, do czegoś na co czeka każdy fan.
W tym miejscu muszę też wspomnieć o szacie graficznej, która stoi na bardzo wysokim poziomie. Zdjęcia są fenomenalnej jakości, jest ich dużo, układ graficzny jest przejrzysty, choć odniosłem wrażenie, że na kilku stronach wieje pustką, że czegoś tam brakuje. Niektórym z postaci poświecono więcej niż dwie standardowe strony (Kylo Ren, Rey, Finn), by lepiej pokazać ich przemiany zachodzące w filmie. Innym postaciom, jak Luke Skywalker czy Naczelny Wódz Snoke, mającym co prawda szczątkowy udział w filmie, nie poświęcono nawet jednej strony, chociaż wypadałoby pół kartki dla nich znaleźć, no trudno.
I tutaj ponownie wraca wspomnienie tamtych lat, w których to zdobycie takiej książki graniczyło z cudem. Star Wars. Przebudzenie Mocy. Słownik ilustrowany oficjalną premierą będzie mieć 20 stycznia, książkę zamówiłem dużo przed tą datą, ale publikację otrzymałem już teraz, co bardzo mnie ucieszyło. Odpadło wyczekiwanie, poszukiwanie gdziekolwiek się tylko dało informacji na temat tej książki, poszukiwanie po księgarniach itp. Radość po otwarciu ta sama, samo jednak wertowanie słownika ilustrowanego nie było już tak bezkrytyczne jak niegdyś. To smutne, ale w takich właśnie chwilach czuje się upływ czasu, czuje się, że nie jest się już tą samą osobą, którą było się paręnaście lat wcześniej. Bo czy dziś można bezkrytycznie przyjąć taki oto podpis ilustracji: "Oskarżycielski palec podkreśla niekwestionowany autorytet" albo "Skwaszona mina"? Kiedyś nie budziło to żadnych negatywnych odczuć, teraz tylko bawi. Nie zmienia to jednak postaci rzeczy, że książka jest bardzo ładna, że doskonale wprowadzi nowych fanów "Gwiezdnych wojen" w ten niezwykły świat, a i starym pozwoli powspominać jak to było niegdyś.
Autor: Pablo Hidalgo
Tytuł: "Star Wars. Przebudzenie Mocy. Słownik ilustrowany"
Wyd.: Egmont Polska, Warszawa 2016
Il.str.: 80
Cena: 39,90 zł
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz