Osoba tłumacza zwykle przez samych czytelników pomijana jest w ich zachwytach, "ochach i achach" nad przeczytaną książką. Przyznam, że i ja sam nieczęsto zwracam uwagę na osobę odpowiedzialną za tłumaczenie. Zwykle tłumacz jest zupełnie anonimowy dla odbiorcy książki i jego imię i nazwisko zupełnie nic nam nie mówi. Przemawia do nas tylko osoba autora oryginału. Jednak nie każdy tłumacz ukryty jest za gęstą chmurą anonimowości. Wielu z czytelników w zupełnie inny sposób spojrzy na polskie tłumaczenie książki jeśli pozna osobę, która tłumaczenia dokonała, a tym samym podzieliła się z nami kawałkiem literatury z innego kraju. Fanom J.R.R. Tolkiena znanych jest kilka przekładów Władcy Pierścieni, a do tej pory uznawane za wzorcowe jest tłumaczenie dokonane przez Marię Skibniewską i przez samych fanów polecane i wychwalane. Cenione są przekłady literatury francuskiej dokonane przez Tadeusza Boya-Żeleńskiego. Z gruntu bardziej współczesnego na pewno znana jest miłośnikom książek postać Michała Rusinka sekretarza Wisławy Szymborskiej, a także tłumacza. Przełożył na polski Piotrusia Pana i Wendy J.M. Barrie'go. Dzisiejszy wpis poświęcony jest pozycji przybliżającej osobę tłumacza literatury amerykańskiej.
Na wzgórzach Idaho autorstwa Bartosza Marca przybliża nam sylwetkę Bronisława Zielińskiego, jak zawarto w podtytule tłumacza i przyjaciela Ernesta Hemingwaya (przeze mnie autora nieco zaniedbanego). W książce zawarto dzienniki tego znakomitego tłumacza pisane podczas wizyty w Stanach Zjednoczonych najpierw w roku 1958 później 1965. Dwa osobne rozdziały poświęcono korespondencji Zielińskiego z Hemingwayem i Trumanem Capote, którego także miał okazję dwukrotnie spotkać. Ze wspomnień tłumacza możemy poznać samego Hemingwaya jako osobę bezpretensjonalną i szczerą, a Capotego jako gadułę i zawadiakę. Obaj, tak różni od siebie, pisarze polubili Zielińskiego z równą serdecznością. Choć sam Ernest Hemingway miał więcej czasu by polskiego tłumacza swoich dzieł poznać - Zieliński spędził z nim trzy dni w jego domku w Ketchum. Nie chcę tu zbyt wiele pisać na temat samych relacji między wspomnianymi osobami, warto samemu dzienniki Bronisława Zielińskiego poznać. Sam rozdział poświęcony życiu tłumacza przybliża nam jego sylwetkę, całość natomiast daje jako taki obraz pracy tłumacza nad przekładem - troskę o oddanie stylu autora, melodii języka czy wątpliwości przy tłumaczeniu słów i zwrotów nie mających w języku polskim odpowiedników. Kończąc książkę żałowałem, że jest taka krótka.
Oprawa graficzna publikacji także zasługuje na uwagę. Duży format książki i mnóstwo zdjęć dokumentujących życie Zielińskiego, kilka reprodukcji listów Trumana Capotego świetnie dopełniają całej opowieści. Szkoda, że spadkobiercy Hemingwaya nie wyrazili zgody na publikację jego listów (zostały one jedynie omówione).
Oprawa graficzna publikacji także zasługuje na uwagę. Duży format książki i mnóstwo zdjęć dokumentujących życie Zielińskiego, kilka reprodukcji listów Trumana Capotego świetnie dopełniają całej opowieści. Szkoda, że spadkobiercy Hemingwaya nie wyrazili zgody na publikację jego listów (zostały one jedynie omówione).
INFO
Autor: Bartosz Marzec
Tytuł: "Na wzgórzach Idaho. Opowieść o Bronisławie Zielińskim, tłumaczu i przyjacielu Ernesta Hemingwaya"
Wyd.: Warszawa, MUZA SA, 2008
Il.str.: 322
Cena: 44,90 zł
Jak widać to nie był taki zwykły tłumacz, skoro miał to szczęście obracać się w kręgu wówczas największych pisarzy amerykańskich. Chętnie bym poczytała zarówno o samym Capote czy Hemingwayu jak i co nieco o tajnikach zawodu tłumacza. A sam tytuł jak o okładka bardzo przemawia do mojego zmysłu estetycznego :)
OdpowiedzUsuńZachęcam zatem do lektury "Na wzgórzach Idaho". Książka co prawda nie wyczerpuje tematu, ale warto po nią sięgnąć chociażby dlatego, że jest osobistą relacją ze spotkania tłumacza z tłumaczonymi autorami - rzecz niecodzienna.
Usuń