piątek, 10 lipca 2015

Orfeusz i Eurydyka - Balet Opera

Mit
Kiedy myślimy o historii miłosnej, takiej prawdziwej, żarliwej i romantycznej, często przed oczami mamy Szekspirowskiego Romea i Julię - tragedie młodocianych kochanków z Werony, jednak są opowieści dużo starsze, głębsze w swoim wyrazie, o których trzeba pamiętać. Mit o Orfeuszu - trackim śpiewaku i poecie - schodzącym do piekieł po zmarłą żonę Eurydykę jest właśnie taką opowieścią. Siłą tej historii jest jej oddziaływanie na inne historie tego typu. Wyraźnie widzimy, że miłość Orfeusza silniejsza niż śmierć, niż strach przed piekielnym ogniem oraz tragiczny los kochanków zainspirowała wielu twórców, nie koniecznie tylko literatów i poetów. W roku 1762 premierę miała nastrojowa opera Christopha W. Glucka "Orfeusz i Eurydyka", którą miałem okazję zobaczyć na scenie Opery Krakowskiej 5 lipca tego roku.

Orfeusz skąpany w błękicie
Na zakończenie XIX Letniego Festiwalu Opery Krakowskiej 5 lipca krakowska publiczność pożegnana została operą "Orfeusz i Eurydyka". Oszczędne w środkach artystycznego wyrazu przedstawione w reżyserii Giorgio Madii harmonijnie połączyło nastrojową muzykę Glucka - zwanego reformatorem opery - z ruchem scenicznym grupy baletowej oraz solistów. Sztuka skupia się na dramacie kochanków i próżno tu szukać kawalkady różnorodnych bohaterów, w zasadzie jest tylko Orfeusz, jego żona Eurydyka oraz Amor. Dzięki takiemu podejściu do tematu widz może skupić się na tym co najważniejsze czyli opowieści o miłości tak silnej, że aż gotowej na każde poświęcenie. 
Sama inscenizacja zasługuje na duże uznanie. Gluck tak przemyślał swoją sztukę, by balet nie był tylko dodatkiem, zbędnym ozdobnikiem, ale właśnie głównym nośnikiem emocji. I tak soliści baletowi Robert Kędzierski jako Orfeusz, Agnieszka Chlebowska jako Eurydyka, Amor Martyna Dobosz stworzyli jedność ze swoimi głosami, odpowiednio: Moniką Korybalską (Orfeusz), Iwoną Sochą (Eurydyka) i Karoliną Wieczorek (Amor). Niebieska scenografia, ziejąca chłodem tylko na chwilę rozświetlana była cieplejszymi odcieniami błękitu, a bohaterowie pozostawieni, porzuceni wręcz na scenie, mogli bez przeszkód oddać się swoim emocjom nieskrępowani natłokiem dekoracji. 
Czy jednak byłoby same przedstawienie, sam balet i śpiew bez akompaniamentu muzyki? Byłoby jak Mona Lisa bez uśmiechu. Muzyka spaja, jest przyczyną, dla której powstało to całe piękne zamieszanie. Orkiestra Opery Krakowskiej pod batutą Piotra Wajraka po raz kolejny udowodniła, że muzyka to nie tylko zbiór nut, ale żywy organizm niosący emocje.

INFO
Tytuł: "Orfeusz i Eurydyka"
Kompozytor: Christoph Willibald Gluck
Libretto w języku francuskim: Pierre Louis Moline na podstawie Ranieri de Calzabigi
Reżyseria, inscenizacja i choreografia: Giorgio Madia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Niebezpieczne sny

Jedną z funkcji literatury, także tej młodzieżowej (a może przede wszystkim?), jest przekazywanie treści, które w jakiś sposób wpłyną na nas...