wtorek, 28 kwietnia 2015

Nowy nabytek

Książkowe wykopaliska
Ha! Ostatnie książkowe wykopaliska, jak nazywam poszukiwanie książek w serwisach aukcyjnych, księgarniach i antykwariatach, uważam za bardzo udane! Nowy płomień pasji, przygasłej, przyczajonej od lat, rozniecony z całą mocą w zeszyłam roku podczas krakowskiej inscenizacji opery Giacomo Pucciniego "Madama Butterfly" spowodował u mnie istny głód wiedzy na temat historii opery. Wiedzy nie tak znowu popularnej, w sumie dość hermetycznej i nie łatwo dostępnej. Mając w pamięci, że kiedyś dawno temu było takie warszawskie wydawnictwo Kronika, właśnie w wydawaniu kronik się parające, zacząłem poszukiwać jednej pozycji z ich katalogu i udało się!

Nie taka znowuż nowość
Nikomu nie muszę udowadniać, że opera nie jest specjalnie popularna w naszym kraju, że jest rzeczą w pejzażu kultury, przykro to mówić, marginalną. Książek traktujących własnie o historii opery jest bardzo niewiele. Nowości brak, poza dwutomowym dziełem Piotra Kamińskiego Tysiąc i jedna opera nic nowego w tym temacie nie zostało w ostatnim czasie wydane. Tym bardziej ucieszyłem się, że odnalazłem Kronikę opery. Publikacja ta już dawno osiągnęła pełnoletność, jednak mój egzemplarz wydaje się być nienaruszony. Mityczny ząb czasu ją oszczędził choć od wydana Kroniki opery minęły już 22 lata!

Co w środku
Ilość informacji, wręcz się z książki wysypujących, jest oszałamiająca. Jak to w kronice bywa wiadomości przedstawione zostały w chronologicznym ciągu. Zamieszczono obszerne artykuły na temat rozwoju opery na świecie, nastrojów panujących podczas premier wielkich dzieł, jak chociażby "Trubadura" Verdiego czy wspomnianej już "Madamy Butterfly" Pucciniego. Mamy jeszcze noty biograficzne kompozytorów, librecistów, śpiewaków czy dyrygentów. Taka publikacja nie obeszłaby się bez ilustracji, których ilość jest przeogromna. Fotografie ludzi opery - wielkich div,  legendarnych tenorów, kompozytorów -, a także plakaty, projekty ubiorów, zdjęcia z inscenizacji i wiele, wiele więcej. Moc informacji!

Kropla dziegciu w beczce miodu
Nie wszystko złoto co się świeci. Niestety Kronika opery publikacją idealną nie jest. Wyżej wspomniane przymioty są jej wielkim atutem, ale kilka rzeczy, które mi osobiście psują przyjemność z niej korzystania, rzuciło mi się w oczy o czym nie omieszkam wspomnieć. Zabrakło mi streszczeń librett chociażby wybranych, najbardziej uznanych oper. Mam świadomość, że zamieszczenie takich omówień, może i poszerzonych o noty krytycznoliterackie, spowodowałoby znaczne zwiększenie objętości Kroniki..., ale myślę, że byłoby warto. Notki, które czytamy są często bardzo pobieżne, wynika to z bardziej faktograficznego ujęcia prezentowanego materiału, ale ktoś wiedzy łaknący będzie czuł niedosyt. Jedna rzecz, już bardziej redakcyjna, która trochę mnie drażniła to niekonsekwencja w pisaniu imion. Zdarza się, że w obrębie jednej notki zachowano oryginalną pisownię np. niemiecką bądź francuską, by za chwilę użyć formy polskiej. 
Pomimo zastrzeżeń konkluzja jest jednak bardzo pozytywna, Kronikę opery warto posiadać, jednak temu wydawnictwu przydałaby się reedycja. Wersja poprawiona, uzupełniona o lata 1993 - 2015 byłaby przeze mnie bardzo pożądana. 

Więcej zdjęć na facebookowym profilu bloga Książki i/lub Czasopisma, zapraszam!



INFO
Autor: Redakcja polskiego wydania Marian B. Michalik
Tytuł: "Kronika opery"
Wyd.: Kronika, Warszawa 1993
Il.str.: 639
Cena: kiedyś, dawno temu kosztowała 500 000 zł :D Ja natomiast kupiłem za 30 zł z przesyłką!

piątek, 24 kwietnia 2015

Na południe od Broad...

O emocjach
Wywoływanie w odbiorcach literatury emocji za pomocą różnorakich środków stylistycznych to dla pisarza codzienność. Przeróżne, czasami karkołomne, stylistyczne "piruety i wygibasy", odwołania do kontekstów zarówno społeczno-kulturowych jak i historycznych są w literaturze chlebem powszednim. Często odwołania są tak zawiłe, że tylko sam autor wie o co chodzi w jego dziele powodując tym samym u czytelnika zwyczajne znudzenie. Być znudzonym czytając książkę to jeszcze nic strasznego, można przecież zawsze odłożyć ją na półkę i już po sprawie. Jest wielu autorów, którzy z nudy uczynili swój znak rozpoznawczy. Usypiają, by znienacka przywalić czytelnikowi w mordę, tak robi moim zdaniem Stephen King. Jednak to nie o takich emocjach dziś napiszę, o nie! Nie nuda, nie usypanie czytelnika czy pretensjonalne brednie wezmę na warsztat, ale książkę, która wgniotła mnie w fotel, stała się idealna złodziejką czasu. Lektura Na południe od Broad Pata Conroy'a zapewniła mi cały wachlarz emocji dołączając tym samym do książek bardzo dla mnie ważnych. 

W książce zatracisz się bo...
... bo jak napisałem we wstępie to idealna złodziejka czasu. Czytałem Na południe od Broad i zapominałem o upływie czasu, przemierzałem kolejne meandry opowieści Conroy'a, a kiedy zerkałem na zegarek dziwiłem się, że minęło już tyle czasu, czasu, którego upływu w ogóle nie odczuwałem. Obraz Karoliny Południowej lat '60, sennego miasteczka Charleston ze swoimi aniołami i demonami wbił mi się do głowy na dobre. Dzięki opowieści narratora poznajemy na wskroś smutną opowieść o specyficznej rodzinie, o przyjaźni i uprzedzeniach, które pokutują w każdym z nas.  
Leo King - narrator opowieści - prowadzi czytelnika przez zawiłości swojego życia. Poznajemy go jako chłopca, który po samobójstwie brata próbuje powrócić do normalnego życia pod okiem wymagającej i surowej matki wielbicielki prozy Jamesa Joyce'a oraz kochającego ojca. Samobójstwo brata naznaczyło chłopaka na wiele następnych lat, jednak dzięki przyjaźni i niezwykłemu urokowi osobistemu Leo żyje w miarę normalnie. Życie młodego Kinga zmienia się kiedy do miasteczka przybywają nowi mieszkańcy - jego losy na zawsze łączą się z życiem bliźniaków Trevora i Sheby Poe, czarnoskórego syna trenera Ike'a Jeffersona, rodzeństwa sierot Nielsa i Starli oraz przedstawicieli charlestońskiej arystokracji Chada i Fraser Rutledge. Zapowiada się banalnie, zapowiada się na nudę i tandetny ochłap, a ta książka to prawdziwy diament. Ta opowieść zawiera wszystkie elementy dobrej powieści, znajdziemy w niej intrygę, romans, sentymentalna opowieść o przyjaźni, która nie mogła się zdarzyć, a ponadto elementy trzymającego w napięciu thrillera. Bohaterowie są pełnokrwiści i wielowymiarowi, to nie papierowe kukły, jakich wiele we współczesnej prozie.  Na południe od Broad jest świetnie napisana, sposób w jaki Conroy snuje opowieść jest znakomity.
Książka, mocno osadzona w amerykańskiej obyczajowości, porusza bardzo ważne problemy społeczne, barwnie portretując społeczeństwo Stanów począwszy od lat '60 do '90. Segregacja rasowa, uprzedzenia do osób spoza zamożnej socjety, do czarnych, do sierot, do homoseksualistów, do wyznawców innych religii może i nie są najważniejszymi elementami tej opowieści, jednak bardzo wyraźniej z niej przebijają rażąc swoją dogłębną głupotą. Napisze jeszcze tylko tyle, że zakończenie wbija w fotel. 
Warto wybrać się na Broad Street w Charlestonie. 

INFO
Autor: Pat Conroy
Tytuł: "Na południe od Broad"
Wyd.: ALBATROS, Warszawa 2010
Il.str.: 638
Cena: 41 zł

piątek, 3 kwietnia 2015

Nieubłagany czas

Biblioteka i czas
Biblioteka w naszych czasach zyskuje na znaczeniu, powoli odchodzimy od utartego poglądu na jej temat. Powoli przestaje być mega nudnym miejscem, w którym zasuszone staruszki pilnują czy ktoś nie mówi zbyt głośno, czy nie kradnie drogocennych książek, stopniowo staje się centrum społecznego życia - centrum kultury i sztuki, miejscem nauki i rozrywki. Przechowuje i udostępnia nie tylko książki i czasopisma, ale i płyty z muzyką, filmami, a coraz częściej także i gry. W bibliotece czas jakby zamiera, zatrzymuje się, biegnie swoim torem, to oczywiście odczucie subiektywne, ale na pewno każdy bywalec przyzna mi rację. Co jednak stałoby się z nami, gdyby czas naprawdę zmienił swój bieg, nie było to już tylko jednostkowe odczucie, a biblioteki zamiast gromadzić i chronić książki dbały o to, aby każdy egzemplarz danego dzieła przestał istnieć? Gdzie zawędrowałaby ludzkość, gdyby bibliotekarze budzili lęk stając się tak potężnymi, by dowolnie decydować o czyimś życiu?
Wbrew wskazówkom zegara Philipa K. Dick'a porusza między innymi ten temat, ale całość książki ma znacznie bardziej znaczące przesłanie.

W czym rzecz?
Faza Hobarta zmieniła bieg czasu. Ludzie młodnieją by zniknąć na zawsze pochłonięci przez macice kobiet ochotniczek. Palone papierosy zamiast znikać wraz z dymem powiększają się, by ostatecznie zawędrować z powrotem do opakowania. Vitaria prowadzą nietypową działalność polegającą na odnajdywaniu i wykopywaniu z grobów staronarodzonych - osób, które za sprawą Fazy Hobarta wróciły do życia. Jeden z właścicieli takiego przybytku zostaje wplątany w tryby śmiercionośnej machiny. Sebastian Hermes i zespół viatrium "Flaszka Hermesa" przypadkowo lokalizuje Anarchę Peaka - zmarłego przywódcę kultu udi, który niebawem ma się odrodzić. Upatrując dobrego interesu postanawia zdobyć ciało Anarchy i ukryć je, aż do zmartwychwstania. Anarcha jest nie lada kąskiem nie tylko dla obecnego przywódcy udi Raya Robertsa, ale także dla tajemniczego syndykatu z Rzymu. Wszystko jednak komplikuje się, gdy nieroztropna żona Sebastiana Hermesa Lotta ujawnia bibliotekarzom informację o Peaku. Bezwzględne służby Ludowej Biblioteki Miejskiej z Radą Eradów na czele postanawiają udaremnić powrót Anarchy.
Biblioteka w powieści Dicka jawi się jako przerażające miejsce, w którym rządzą bibliotekarze, gdzie Rada Eradów zgodnie z Fazą Hobarta dba, by wszystko co zostało napisane zostało zniszczone, by żadna istota temu nie zapobiegła. Dzieła wielkich tego świata czekają na powrót z grobu swoich twórców tylko po to, by oni sami je zniszczyli, wymazali z dziejów ludzkości. Bohaterowie są zupełnie bezradni wobec tego co ich spotyka, siły nacisku są wszechpotężne. Bezradność wobec czasu, przedstawicieli biblioteki czy potężnego kultu udi przepełnia tę powieść. Człowiek wydaje się być tylko bezwolnym aktorem dramatu, którego nie jest świadom. Przez chwilę wydaje się, że kierując się uczuciem, miłością i przyjaźnią uda się wygrać, uda się złamać system, jednak to wszystko tylko mrzonki.

Dla kogo? 
Wbrew wskazówkom zegara mogę polecić każdemu. Nie jest to powieść, w której mogą zaczytać się tylko fani Philipa K. Dicka czy szerzej fani science fiction. Wielość odniesień do filozofii, a przede wszystkim niezwykła wprost aktualność tej powieści warta jest czasu z nią spędzonego. Dick pisze niezwykle przejrzyście i pomimo ogromnego naszpikowania przeróżnymi kodami czytelnik odnajduje się w lekturze znakomicie - przynajmniej ze mną tak było.
Wydanie książki jest wprost wyśmienite. Podobnie jak przy opisywanym wcześniej Valisie i Transmigracji Timothy'ego Archera powieść dopełniają rysunki Wojciecha Siudmaka. Brawo dla Domu Wydawniczego REBIS za taką staranność wydania - Dick na to zasługuje!

INFO
Autor: Philip K. Dick
Tytuł: "Wbrew wskazówkom zegara"
Wyd.: Dom Wydawniczy REBIS, Poznań 2013
Il.str.: 311
Cena: 49,90 zł

Niebezpieczne sny

Jedną z funkcji literatury, także tej młodzieżowej (a może przede wszystkim?), jest przekazywanie treści, które w jakiś sposób wpłyną na nas...